Translate

poniedziałek, 9 maja 2016

mgła


Nie wybiła jeszcze żadna godzina, 
noc się nie skończyła ani świt nie nastał, wyrwana ze snu gwarem ptasząt w gniazdach gaworzących, w chłodnym, mętnym świetle dobudzałam się popijając ciepłą wodę z octem jabłkowym, obserwowałam rodzący się nowy dzień i powolną, nisko zawieszoną nad bagnem mgłę zakrywającą zeszłoroczne, sterczące badyle i zginające się kolana żurawi kroczących dostojnie jeden za drugim w gęstej, mlecznobiałej pianie, która cicho trwała przez chwilę, nagle pchnięta w kierunku wyrąbanej przecinki w rogu polany, narastając odpływać zaczęła, rulonem białej masy zakryła snujące się ptaki i powoli wsysana w szczelinę spłaszczyła się, zgęstniała na wargach lasu, ten syty wypluł ją na bagno i wtedy odbitą falą, mgła zaczęła przeciskać się przez oczka siatki, przez jodłowe gałązki i bezlistny szpaler krzewów różanych, rozlała się po ogrodzie na spragniony trawnik, wreszcie znikła cała wessana.
  


Nastały dwa dni pełne słońca, wykorzystałam je porządkując bałagan po zimie, siejąc i podlewając to, co zaczęło kiełkować. 

Będzie pięknie! 

Skradają się chłodne dni, mam nowe dramy koreańskie i nie zawaham się ich użyć.    

Wyciśnięte koleiny w mchu pozostały,
 ludki leśne odjechały, 
badziewie ukryte w chaszczach zostało,
 spali się je jesienią.      

 Na nowej grządce dynie i cukinie zamieszkają bezpieczne 
za niskim anty-kocim płotkiem.
Donice powieszone, 
kompostownik aż lśni po wyszorowaniu.