Stara
sprężynowa waga, z popękaną szybką stała w nieogrzewanej sypialni przy otwartym
oknie, zaprotestowała, sprężyła się i udała na wysypisko śmieci. Mamrotami pod
nosem różnie kombinowałam maskując kilogramy nadłożone przez staruszkę wagę,
toteż niedosłuch zaowocował super nowoczesnym sprzętem, odcedzającym wodę,
tłuszcz i cokolwiek tam jeszcze się wyświetla, mimo, że pragnę znać wyłącznie kilogramy
ciała mego w całości, nieodcedzone od kości i wnętrzności. Cóż dostałam nową
wagę, mam i się zachwycam, wagą i jej wyglądem a nie nadwagą, za tę winne są koreańskie
dramy, nie super sprzęt mój nowy, a tym bardziej ja, przecież zawsze kochałam
jeść, nawet więcej, żreć, a byłam jakby niedożywiona, tu matka moja, potomkini
restauratorów łeb by mi ukręciła, gdyby czytała mojego bloga, żywiła mnie
zgodnie z ówczesnymi normami, zdrowo i przepisowo, żebym dożyła 120 lat w
zdrowiu a chudzina byłam… teraz nie jestem i próbuję schuść jak to Dośka określa mankament zażywnej kobiecości, próbuję
i nie wychodzi a przy każdym próbowaniu owszem w smaku jest znakomite, nie
brakuje soli ani przypraw, jest super można podawać, przy ważeniu okazuje się
czegoś było za wiele. Być może egzotyki.
I tu obwiniam dramy, ich twórców,
bowiem umieszczają sceny mrożące kubki smakowe, zakrapiane alkoholem, którego
nie znam i nie poznam, bo nie używam wcale.
Kilogramy
mam w realu. Siedzenie przed monitorem nie odsysa wypukłości, tylko je
uwydatnia.
Z
nerw tych zakupiłam w kuchniach świata:
Przez
godzinę było uciechy przy odwijaniu folii z nabytku mojego.
Nie
staję na wadze każdego dnia, żeby się nie frustrować, egzotyka musi się
przetrawić, żeby było w 100% pewności skąd wada nowej wagi.
A na święta;
Życzę sobie by zające i barany po-spełniały moje plany.
Wszystkim Wam życzę
żeby
zdrowie dopisało
i jajeczko smakowało,
by szyneczka nie tuczyła, atmosfera była miła,
a zajączek uśmiechnięty
przyniósł wreszcie
te prezenty!