Translate

wtorek, 27 stycznia 2015

jak zakładałam bloga



Długo klikałam nie to, co trzeba, cofając, zmieniając do zawrotu głowy.
Słowo treścią wpływa na nadawcę i odbiorcę.
Powinnam zgodnie z prawdą wypełnić limitowane miejsce, żeby zadowolić wszystkich. Wpisałam i zamętowi tor nadał wyraz kobita, bo  „słaba płeć” J, piękna, uwodzicielska a jednak oczekuje się od niej mocy i tej należało dodać.
Jak mówimy o kobiecie w kontekście pozytywnym, albo żartobliwym?
… typ kobiety w języku rodzimym - szeroka gama;
kobietka, kobiecina, pańcia, paniusia, baba, babsko, babsztyl, babina, białogłowa, chłopczyca, dama, damulka, niewiasta, samiczka…
A dalej …; blogerka, miłośniczka, przyjaciółka, szefowa, ulubienica …
 „Ktoś“- pani ministra- czyja pani? – ministra- hi, hi, ha, ha!.
A klasyczna funkcja… kobiety rodzą, szyją, gotują; praczka, szwaczka, sprzątaczka, kucharka, cukiernik- cukierniczka L
Rozmontowało mnie być kobieciną, żadna dama, ani babsztyl, damulka i panna nie, w terenie potykam się ciągle na… białka L.
Tytuł… Nie chciałam nazwy poprzedniego bloga, kilka wybranych nazw –zarezerwowano, zniecierpliwiło mnie to mocno, poddałam się.
-Niech będzieeeee … pretensjonalna paniusia, jest imię me, własne, śmiesznie zdrobniałe z tendencją do poniżania zawartości- Usia, dodatkowo Pani, prostująca mój kręgosłup, wszystko to razem pogodziłam złośliwością mą wewnętrzną i podejściem pobłażliwym dla siebie, by poinformować i zadowolić biorcę. Zatem Pani Paniusia.
Włócząc się po świecie potknęłam się na Madame i ona miała być tą, która Wam opowiadać będzie gdzie bywałaPapcio to człowiek o nadzwyczajnej dobroci i świętej cierpliwości dla mnie i moich poczynań.
Zakładanie dwóch blogów naraz grozi zamętem, tak się stało, koniec końców Madame wylądowała przy zmywaku a Paniusia poszła w świat, PP to ta sama osoba.



niedziela, 18 stycznia 2015

z czasem minie...

   No to się dzieje, szkoda, że nieciekawie. Ach! Nie jestem kibicem, siedzącym przed telewizorem. Ha! Gdybym… rozpalona z emocji i wrzeszczała; lewym go, lewym sierpowym! Papcio na swoim fotelu jako inaczej doinformowany, w opozycji: znokautuj dziada! Na szczęście nie mamy pojęcia o co chodzi, Papcio czyta tylko, co tam jeszcze da się wyskrobać w ramach przymusowego opłacania do momentu pozbycia się telewizora, echo jakieś trafia do mnie, bo uszy w słuchawkach pełnych cudownej muzyki, jakiej już zdaje się niewielu słucha, wzrok wlepiony w ptaszynki za oknem, te tłuką się o ziarno, bo ziąb, napalić w brzuszkach muszą, uwijają się jak w ukropie. Jest pięknie, słoneczko coraz wcześniej wstaje, aż się chce żyć, pomimo i na przekór medialnym donosom. Zdrowo rozsądkowa kuchnia pochłania moją energię, nie mam ochoty upolityczniać dań ani dni, zamierzam spać spokojnie, puszczam mimo uszu to, co dociera jako androny, smrodki i smrody wybąkiwane spod smętnej brody.
Zaczaruję świat, żeby był radosny i uśmiechał się do swoich braci, jak ja do swoich myśli.       

poniedziałek, 5 stycznia 2015

co słychać?

Ano wystarczy, że zamknę oczy i już wiem, co gdzie i jak. Gdy prawie bezwietrzna pogoda, trochę mgły i słońca na przetartym nieboskłonie, około południa głosy niosą się daleko. Z prawej strony z za ściany lasu, na płaskim pagórku gdzie droga spada w dół dobiegają szumy opon samochodów gnających, zanikające za wydmowym borem. Przede mną las, ostatnio mocno przetrzebiony, pozwala zagłębić słuch do wioski, tam odległe hałasy z domostw, szczekanie psów, gdakanie kur, odgłosy bawiących się dzieci, bywa dobiegnie odgłos zabytkowego traktora, który z dzieciństwa wspomnienia przywraca, słychać stamtąd też huk i hałas zsuwającego się z naczepy drewna, które wydarto późnym latem Naturze, żeby wiatr i słońce przelatywały swobodnie przez dawną litą ścianę lasu. Czasem wyrwie się z wioski pyrkanie motocykla, wije się po leśnej drodze, skręca za pagórek kryje za szopami i budynkami przy szosie przystanie rozglądając się za wolnym miejscem, dołączy do szumów, wniknie w kolumnę i na koniec, gubi się w koronach sosnowego boru z szumem wiatru, co gra tu niemal bez przerwy. Z lewej strony za wzgórzem porośniętym starodrzewem kryje się tartak, ten szczególnie nocą dostarcza okolicy niemiłych woni i odgłosów. Z boku prawego, ukrywające się za drzewami mojego ogrodu nawoływania, za niepoprawnym psem, i puste rozmowy, których nie wpuszczam do uszu moich. Tu do ucha dociera też sporadycznie krzątanina jakichś ludzi, których nie znam a którzy nie chcą być rozpoznawani.
Madame kocha ciszę, nie ceni sobie zbędnego towarzystwa, mędzącego po próżnicy o jakichś wydumanych problemach, księżycowych romansach, że ten z tamtym coś psoci, a potem się okocił, kotów zresztą też nie lubi, bo zjadliwe bestie polują i pożerają moich podopiecznych a potem pierzem rzygają pod chatą a w porze mojego spoczynku, albo same stają się ofiarą poćwierkującej kuny wędrownej, albo tej, co w konowalskiej daczy rezyduje, zagospodarowawszy pustostan bezmyślny.  
Całkiem za moimi plecami nic nie słychać, góra gęsto porosła sosnami, brzozą i bukami, są tam też młode i starsze dęby i rów a w nim wyryta droga, więc jedynie wstrząsy wyczuwam wywołane przez potykające się na korzeniach w wąwozie wielkie naczepy pełne bali drewnianych.
A w centralnej części, ptasi jazgot, pukanie do okien, gdy zbraknie karmy i świst, co raczej zwę gwizdem wiatru nie na wantach, ale na sznurkach co odciągają zdziczałe bluszcze nieuformowane, rozpierzchłe po okolicznym trawniku, zatopiwszy swe macki w kwieciu podupadłym i mchu wdzierającym się pod cieniem wielkiej kopy uczynionej z kosodrzewiny, co płożyć się z natury winna, ale fryzjerskim technikom poddawana stoi pęcznieje zacienia i daje schronienie ptakom, łowcom, jeżowi i temu wszystkiemu co pod nią wiatr wciska, ukryje i zmusza do wczołgiwania się pod nią w celach podglądowych i wydobywczych.
Madame chłodną porą ogrodową kontrolę prowadzi okienną metodą i to tylko, gdy słońce złapać chce na skórę lica, dla kolorków powabnych. Żaden chodnik nawierzchniowy nie wyprowadza z chaty, cięgiem tylko trawa przycięta, bo Papcio tak dla treningu mięśni lubi tresować zieleninę.

Madame z lenistwa chyba zaniemogła, z boku na bok bezboleśnie nie mogła się obracać szezlong-ując z książką w celach językoznawczych, chorość wlazła jej w gnaty i w żaden sposób nie chciała wyleźć, a bo i to jej dobrze było w puchatym ciele siedzieć, nic nie gniotło, nie miotało jej po świecie, nie wywlekało spacerować po chłodzie.  Papcio skunksem podszywany dziadyga nie chciał palić w kominku, to się Madame balsamem masowała w miejsce boleści, otulała ociepleniem rozmaitym jęcząc - już nie mogę! - ale litości nie widząc, szerzej rozdarła paszczę w dal kosmiczną i podszeptu dostała olśniewającego, że ma Brać, i wziąć: - słoneczną witaminę D, omega jakieś i niesklerotyczne masełko (surowe) na oliwienie mechanizmów to minie, musi, bo Madame tak chce i basta, sama z chaty wylezie jak biel pokryje cudownym dywanem całe to zaniedbanie ogrodowe i okoliczne badziewie, może nawet się gdzieś dalej wyprawi, byle nie za daleko. Oj! Do ciepłych krajów najdalej.