Translate

czwartek, 30 lipca 2015

przetrwać, czy być damą


Całkiem cierpliwie, jak na mnie, lecz nieufnie kontrolowałam mój wzrok, czy aby mnie nie zwodzi w kwestii osobnika atakiem prasującego mą przestrzeń osobistą, śledziłam, czy może jest sprawny inaczej, może tylko myśli natrętne o oblubienicy, czy może uduchowiony nieco spirytualnie… y, tam, nie wskazywało ze wskazania po-wonnego alkomatu. 
Osobnik przeze mnie badany, wielokroć nie zważając na mnie, ani brak powietrza dookoła mojej cierpliwości, napierał na mnie bezmózgim cielskiem, tłamsząc pod regał mikrość moich rozmiarów i moje nieliczne acz niezbędne zakupy, więc resztką, z płuc zażądałam natychmiastowego oddalenia napastliwości. – Sp…dalaj! -  
Z natłoku wyrwane donośne krzyknięcie, skutecznie uczyniło luz w atmosferze, oddechowi i myślom swobodę dając, w miejscu dość upublicznionym, niedzielnie tłumnie uczęszczanym, acz nie dostrzegłam pobożnych w tej publice. 
Mocno wypadło, wielu rozejrzało się po sobie, wzrokiem pytając, kto i komu nakazuje kategorycznie się ulotnić. Osobnik milczkiem oddalił się zapewne zaskoczony moim niewątpliwym chamstwem, z którego jestem dumna, bo asertywność mnie wiele razy zawodziła i zawiodłaby mnie do psychiatry-ka gdybym od czasu do czasu nie pozwoliła sobie na eksplozję instynktu samozachowawczego.   





poniedziałek, 27 lipca 2015

dworskie klimaty

to miejsce, 
które odwiedzam ilekroć mam okazję.



Tym razem skosztowałam
 rozmaitych sałatek z ogrodu z łososiem, polanych sosem malinowym i...


Ciasto jedyne w swoim rodzaju
 a 
dookoła kwiaty, kwiaty i cisza.














czwartek, 23 lipca 2015

poranek






Popijając wodę z cytryną dla perystaltyki  podziwiałam Naturę. 
Siwe chmurki szczytami lasu czesały swoje skłębione loki. Poranek figlował z wiszącą nad bagnem mgłą, podrzucał, wyciągał, rozpychał i zwijał ją, na koniec odwracając się na drugi bok wtłoczył w szczerbaty las całą białą jej puszystość. Świt rozwieszał lśniącą rosę na sznurach pajęczyny. Budzące się ptaki omawiały plan lotów na nadchodzący dzień. 
Wreszcie gładko rozczesane chmurki, rozjaśnione blaskiem wschodzącego słońca, upudrowane różem, powoli odpływając dały swobodę światłu i rosa  rozpaliła kolorami tęczy swoje brylanty.
                       
                              Zrodził się z tego całkiem przyjemny dzionek. 







czwartek, 9 lipca 2015

ignorancja

Ona moja, czy nie moja? Raczej przylga jakaś, ćmokiem przywarła i objaśnić nie chce powodu swojego prześladowania mej osoby niemal od mych narodzin. Ignorantką zatem jestem, ustrojowo wymodelowaną, dla potrzeb tego miejsca, co mi horyzont ogranicza, ten szerzej i spójnie z resztą krajan zakreślony.

Oświaty kaganek ledwo się tli olany niemocy potem, bibliotekarki ze zbiór-ksiąg wyłożone odłogiem na bruk, karmią już tylko gołębie srające na chodnik a dla mnie na skobel prymitywny, a może przebiegły wrota oświaty zaparte. Głód przełknąć pozostaje. Na bank nacierać nie będę, on już sam ledwie zipie przejedzony, nie trawi czemu nie biorę kredytu na wymarzone księgozbiory.   

Mój panoramiczny horyzont ma krótki zasięg, dookoła jak okiem sięgnąć cięgiem lasy, jakby szpilczane, w przewadze, żadnym listowiem wyrżniętych dębów nie szumią, tylko tak gwiżdżą na mnie najeżone igłami. Jeszcze zielono, nie powiem, ale nie o kolor chodzi, jeno o to pogwizdywanie na mnie i dookoła mnie, takie nużące i niepokojące, bo nie wiem skąd przybywa i czemu zawirowuje w mym krótko perspektywicznym horyzoncie, nie odpływa a raczej nie odlatuje w dal, tylko kręci się jak nie powiem, co w czym. Tkwię w tym ograniczeniu jak z garnkiem na głowie, bez perspektywy, bez przypływu uniesień, na te nie ma gotówki, ani napędu i chęci do pokonania niemocy nie ma, tylko mus przyzwolenia do dalszej i głębszej penetracji kieszeni za bilonem na chleb i ta nieodłączna ignorująca ignorancja.


 „ Ignorował ją do tego stopnia, że sama zaczęła wątpić w to, czy istnieje”.

środa, 8 lipca 2015

piksele

Będąc dzieckiem w niedzielnych bucikach dreptałam w tłumie przez rynek w rytm nabożnego śpiewu niosącego się poza mury kościelne. W tamtych czasach wszyscy wszystkich znali, wymieniali ukłony, pozdrowienia a często i uściski. Niektórzy znali mnie i choć było to miłe, wprawiało mnie w zakłopotanie. Pamiętam moje utrudnione pomiędzy rozkołysanymi ramionami mężczyzn i zaczepnymi spódnicami kobiet przemykanie ku straganom z łakociami, wstążkami, kolorowymi koralikami, glinianymi piszczałkami, kogucikami, balonikami i klaszczącymi drewnianymi skrzydełkami, jaskrawo pomalowanymi ptakami.
Migotliwy świat pikseli zawsze mnie zachwycał, pochłaniając całą moją uwagę, jak muzyka wciągał do tańca, wirowałam w nim i tak mi zostało do dziś.
Podziw dla wież i starych murów był mi bliski, ale z całą pewnością wolałam malowidła i ozdoby ścienne wnętrz wszelakich, czy to kościelnych, muzealnych, czy pałacowych. Ze wzruszeniem wkraczałam do środka i jak to w muzeach i zamkach rozpoczynałam polerowanie posadzki z jednej sali do drugiej chłonąc piękno minionych czasów. 
Kościelne posadzki lśniąc odbitym światłem przenosiły mój wzrok ku górze a tam w rytm organowej muzyki wirował i skrzył się kurz, skrywając malowidła w mgławym świetle kolorowych skrawków witraży.
Świat mojego dzieciństwa był piękny a ludzie pamiętający okropności wojny byli życzliwi i pełni optymizmu- potencjał kwitł nietknięty jeszcze polityczną łapą.    
W czasach PRL-u już, jako dorosła osoba, nie zawsze miałam pieniądze na farby, wykorzystywałam klej i skrawki kolorowych czasopism, uprawiając sztukę z recyclingu, choć słowa tego jeszcze nie znałam. 
Oto plony z tamtych lat.



Dobre myśli na każdy dzień:
„Znakomite dzieło wymaga cierpliwości, uczciwości i czasu”


niedziela, 5 lipca 2015

w ogrodzie

Cukinie cierpliwie znosiły towarzystwo grzybków, które chyba od upałów znikły, teraz pojawiły się kwiaty, lada dzień będę się zastanawiała, czy młode cukinie można już schrupać.



Naparstnica z bródką i pięknym wzorkiem. 


Goździków zapach i kolory, uwielbiam!






Lubczyk wysoko wybujał, z podniesioną głową dumnie stawia opór wiatru.

Maciejka nocą wabiąc owady roztacza tak upoją woń, że trudno zasnąć.

Na każdym kroku przepychanka roślin, każda pragnie jak najwięcej słońca dla siebie.








Po wielu latach doczekałam się dorodnego krzewu i teraz podziwiam uroczo śniegiem opadłe płatki jaśminu.