Ona moja, czy nie moja? Raczej przylga jakaś, ćmokiem przywarła i objaśnić nie chce powodu swojego prześladowania mej osoby niemal od mych narodzin. Ignorantką zatem jestem, ustrojowo wymodelowaną, dla potrzeb tego miejsca, co mi horyzont ogranicza, ten szerzej i spójnie z resztą krajan zakreślony.
Oświaty kaganek ledwo się tli olany niemocy potem, bibliotekarki ze zbiór-ksiąg wyłożone odłogiem na bruk, karmią już tylko gołębie srające na chodnik a dla mnie na skobel prymitywny, a może przebiegły wrota oświaty zaparte. Głód przełknąć pozostaje. Na bank nacierać nie będę, on już sam ledwie zipie przejedzony, nie trawi czemu nie biorę kredytu na wymarzone księgozbiory.
Mój panoramiczny horyzont ma krótki zasięg, dookoła jak okiem
sięgnąć cięgiem lasy, jakby szpilczane, w przewadze, żadnym listowiem wyrżniętych dębów nie szumią, tylko tak gwiżdżą
na mnie najeżone igłami. Jeszcze zielono, nie powiem, ale nie o kolor chodzi,
jeno o to pogwizdywanie na mnie i dookoła mnie, takie nużące i niepokojące, bo nie
wiem skąd przybywa i czemu zawirowuje w mym krótko perspektywicznym horyzoncie, nie odpływa a raczej nie odlatuje w dal, tylko kręci się jak nie powiem, co w czym.
Tkwię w tym ograniczeniu jak z garnkiem na głowie, bez perspektywy, bez
przypływu uniesień, na te nie ma gotówki, ani napędu i chęci do pokonania
niemocy nie ma, tylko mus przyzwolenia do dalszej i głębszej penetracji kieszeni za
bilonem na chleb i ta nieodłączna ignorująca ignorancja.
„ Ignorował ją do tego
stopnia, że sama zaczęła wątpić w to, czy istnieje”.
Pogwizdywanie jako jedyne niepokojące, ale ignorancja - do pozazdroszczenia. Po co wychodzić za ten horyzont. A bo tam niby lepiej, tam poza?
OdpowiedzUsuń