Milczę,
zaległe trudno odrobić, real nieustannie dostarcza rozrywek, czasu na pomiary
nie starcza a i zasięgu często brak, choć słup dostępności ogólnej na naszej
działce tkwi, to jakoś nieudacznie udostępnia Internet.
Zmiany się podziały, 100% ze wsi do wsi, ale bardziej luksusowej i w krakowskiej bliskości, tak bliskiej, że czuć czasem, ale nad tym nie boleję tak
bardzo, zwielokrotnienie ludności przywabiło
smrody na skraj puszczy z której się wyprowadziłam, więc teraz mam esencję
zapachową a nie jakieś pomyje. W samym
Krakowie mam dostęp do „pietruszki” - rozmaitych ekologicznych wspaniałości.
Działam na baterię słoneczną,
która mnie napędza, wpływa cudnie na moje zmysły, te artystyczne także, a może
naj.
Odkryłam koralik-owanie, to obok szydełkowania, malowania, gotowania,
plewienia ogrodu, dekorowania tarasu i domu, oraz towarzyszenia Tygryskowi w
zawodach i treningach, na które trzeba go dowozić, niewiele wolnego czasu
pozostawia na dramy koreańskie i czytanie 1 000 i 1 z książek jego Mamuśki,
która co rusz wynajduje nowe, a też nowsze zajęcia dla Tygrysa, bo to już duże
i coraz bardziej wymagające stworzenie.
Wyremontowany Papcio funkcjonuje,
nerwowo trochę, bo porusza go toksyczna persona obocznie zamieszkująca, mnie owa
wpienia, ale bąbelki szybko pękają nie pozostawiając na mym zdrowiu blizn. Nie
biorę witamin, leków i nadal mam do konowałów
uprzedzenie, dbam tylko o stan reszty uzębienia i ogólną harmonię.
W ogrodzie ślimaki zjadły co im
wyhodowałam, bo zapomniałam, że lubią piwo w miskach (wtedy się upijają i toną)
i, że nie lubią rozkruszonych, rozsypanych dookoła roślin uprażonych w
mikrofalówce skorupek od jaj. W donicach
wyhodowałam żółte pomidorki i ogórki- ogóreczki
raczej, potrzebny ni słoiczek po dżemie, żeby je zawekować , mają ciekawą,
gruszkowatą formę. Mam pelargonie,15 sztuk cudnie zdobią taras obok rozmaitych
zdobyczy ze wsiowych targowisk ; byliny , zioła, oraz fasolkę, która unieruchomiła dzwonki
powietrzne, wypchnęła z donicy macierzankę i nasturcję, kwitnie pod sufitem i
obmacuje wszystko dookoła.
Nie mamy ogrodzenia, nie licząc
deweloperskiego getta fragmentarycznie grodzącego nasze domostwo od bezkresu
panoramicznego, po którym chodzą sobie swobodnie sarny z małymi, pysznią się
bażanty, cudze koty rozmaitej maści i okresowo kombajny. Ptaki praktycznie od
świtu do zmroku coś tam wygwizdują, skrzeczą, paplają, pstrzą okna i wielki balkon
okupują. Nocą co się wyczynia nie wiem bo chodzę z kurami spać, wstaję gdy
świta i na gałęzi pod oknem drze się pustułka- „ratunku, ratunku, ratunku...”.
Stary aparat fotograficzny
skończył żywot w wypadku, wyleciał z samochodu, muszę korzystać z komórki
Papcia, nie będę kupować aparatu. Stałam się minimalistką, cieszy mnie
nieposiadanie zbędnych rzeczy. Na szczęście licznie produkowane przeze mnie naszyjniki
i koronki ciągle znajdują chętnych.
Wypiję
poranną kawkę i poczekam na jajecznicę na soplówce z targu pietruszkowego.
Najlepszą robi Papcio.Pozdrawiam Was serdecznie, szczególnie mocno ściskam Dośkę z Gajowiska.
Soplówka jeżowata - podobno;
- hamuje rozwój różnych nowotworów na skutek bezpośredniego działania na komórki raka poprzez symulacje układu immunologicznego
- pomaga w leczeniu schorzeń układu sercowo-naczyniowego
- pomaga w obniżeniu wysokiego ciśnienia krwi oraz obniża poziom cholesterolu we krwi
- zawarte w grzybie beta-glukany skutecznie przeciwdziałają ubocznym skutkom chemio i radioterapii dzięki zdolności regeneracji komórek
- posiada wszechstronne działanie przeciw wirusowe oraz przeciw bakteryjne
- wyciąg z tego grzyba pomaga w leczeniu choroby Alzheimera