Translate

piątek, 30 grudnia 2016

jest OK.


U mnie
Żadnego
 Świętowania,
Choinek
Ani ozdóbek
Nie było.  



Czas płynie, życie się toczy, zmiany, zmiany, nic nie stoi w miejscu, energia wprawia w ruch, co napotka po drodze. Zmiany są widoczne u mnie, u Was także je widzę.
Zima niepostrzeżenie zajęła miejsce kolorowej jesieni, może białym i ziąbem,postraszy, rozpanoszy się. 
Ludziska czymkolwiek dogrzewają domostwa, nie bacząc na zastój mgławicy w bezwietrznym, efektem są choroby płucne, oskrzelowe, gardłowe, około gębowe, bo nawet gadać się nie chce na temat głupoty, język kołkiem staje, kiedy widzę jak ograniczony ludek traktuje naturę, bliskich i siebie.  

A zdrowie, nikt się nie dowie…

Papcio wrócił od gastrologa.
- Co wykrył w twoich organach? – Proforma, pewna, że niewiele miał do odkrycia, emeryci kasy nie miewają, ciąża spożywcza o statusie ekonomicznym nie wyrokuje, do tego Papcio ostatnio się starannie nie golił, klapnięte uszu, kwaśna mina i nie zdejmował z grzbietu starego swetra.
- Co mi miał gadać! – Odburknął i wsadził nos w laptopa.
Wiedziałam już wszystko, przebadany portfel, finansowe możliwości i umiejętność poruszania się po lewicy, bo prawo do lecznicy dawno wygasło, teraz, lecz się sam. Co wiedział i kazał sobie zaordynować dostał, widzę po recepcie?  
- Co kazał a czego nie kazał jeść?- Usiłuję się dowiedzieć.
- Nic nie gadał o jedzeniu! - Oczywista, wiedziałam, że to pytanie do dietetyka niekoniecznie do gastrologa, tego mało obchodzi, czym się trujemy, pacjent ma być cierpliwy i rzygać kasą.
- Pokaż receptę, może ty byłeś u ginekologa?
Nie jestem jak Leszek roztargniony i nie mam poczucia humoru.
Pamiętam mąż pielęgniarki, pozostawiony sam w domu, nakazane miał udać się do przychodni odwiedzić stomatologa i urologa. Wpadliśmy go odwiedzić 
- Jak tam? Co słychać?
– Ano, byłem dziś w przychodni, pogadałem sobie z psychiatrą, wesoło było.
- Że, niby, co? Coś nie tego, szumy masz w głowie?
- Nie, żona kazała to poszedłem, urologa nie było, u pokrewnych terminy zajęte do końca miesiąca, tylko psychiatra był wolny, to się zapisałem. 

W Nowym Roku
Wszystkiego

Najlepszego!

środa, 7 grudnia 2016

z zegarkiem w ręku


Człowiek potrzebuje niewiele do szczęścia;
-koszulę na grzbiet,
-miskę ryżu,
-bezpiecznej gawry do przespania nocy,
-rolkę uniwersalnego papieru, toaletowego,
-oraz parę wygodnych butów, żeby móc podziwiać różnorodność świata.

Tymczasem ludzie kupują zegary, żeby odmierzały im zmarnowany czas na harówie w korporacji, na szkoleniu, na różnych imprezach (szopkach, spędach), w ogonkach przed urzędami, w sklepach kupując graty na raty, bla, bla-ją i stukają na komórkach, bawią się w hazard, szafując zdrowiem i limitowanym życiem, pozwalają pasożytować na sobie w imię cudzego interesu.
Jak już mieć tasiemca, to przynajmniej w 56 odcinkach, rzuconego na panoramiczny ekran, żeby gały wypoczywały podziwiając wijącą się akcję.

에덴의 동쪽 / East of Eden
Chinese title :
伊甸园
Genre: Action, romance
Episodes: 56

Dramat - dwóch mężczyzn, których losy krzyżują się od dnia narodzin.
Nastoletni Lee Dong Chul po śmierci ojca, obiecuje zemścić się na człowieku, który spowodował jego śmierć. Młodszy brat, został włączony już w momencie narodzin, dorasta by zostać prokuratorem i ślubuje pomóc bratu w zemście.
Co się dzieje, gdy dowiadują się, że nie są braćmi?
Co stanie się, gdy Dong Chul dowie się, że jego prawdziwym bratem był wychowywany przez Shin Tae Hwan syn wroga?

Song Seung Hun as Lee Dong Chul
Yun Jung Hoon as Lee Dong Wook
Park Hae Jin as Shin Myung Hun
Lee Da Hae as Min Hye Rin
Lee Yeon Hee as Gook Young Ran / Grace
Han Ji Hye as Kim Ji Hyun

Dennis Oh as Mike

wtorek, 25 października 2016

zamotana w mgłę



Kiedy w ogrodzie panoszy się wilgoć, wieje wiatr i mróz zdążył macnąć groszek pachnący i wszystko klapnięte ukrywa mgła, można zaszyć się w kuchni. 
Polecam knedle,  
mniam, mięciutkie, w słonecznym kolorze, 
słodkie, ciepłe, tuczące... 
Co?
Odkłada się tłuszcz? 
Ależ na zimę to w sam raz przyodziewek dla ciała,
 wszak zimą mróz nie dręczy tak tłustej jak chudą osobę.  




Zamotałam się w kordonki.
Na wszelki wypadek tak pozszywałam galimatias elementów na przyodziewek letni, żeby w nim upchać zimową nadwagę. 
Kocham siebie taką, jaka jestem. 
Oglądam dramy, odżywiam się, tyję… 

Czy każdy musi jeździć konno,
 grać w golfa
 i znać 6 języków?






POLECAM TEŻ:
- komedia romantyczna 16 odcinków Tytuł oryginalny: 내게 거짓말을 해봐

Naege Geojitmareul Haebwa / Lie to Me / Try Lying to Me / Niewinne kłamstwa

Grę "niewinnym kłamstwem" rozpoczyna Ah Jung. 
Co się stanie, gdy prawdę o udawanym związku odkryją?
Czy Ki Joon zauważy, że jego młodszemu bratu, Sang Hee bardzo spodobała się roztrzepana Ah Jung?




niedziela, 9 października 2016

wyretuszować rzeczywistość

Wiatr hałasuje niemiłosiernie, tłucze bezwładną wierzbą w konowalską daczę, tarmosi blachą, dudni w rynnach, wiruje zebranym badziewiem, napiera na szyby moich okien, puka listowiem zdartym z pokornie kłaniających się drzew, podobno media gadają, że rozbełtał morze dziesiątką Beauforta, piana zalewa piach a w mieście porywa parasole, popycha skulone sylwetki z mokrymi włosami, klnące pod nosem, bo nie wielbią jesiennego, mokrego, zimnego a może żadnego przeciągu.   



A u mnie, spokojnie, rodzą się szalone pomysły, sypią się jak jesienne liście, szepczą – Szur, szur, wciąż jak wąż wprzód z kłębka wplatać białą nić w sploty, w meandry roboty. Co będzie?
– Cokolwiek, bez wielkich planów, czytania schematów, uwagę zaprząta to, co w słuchawkach dźwięczy i prosi – zapamiętaj;
Paziente- pacjent, paziente-cierpliwy, pazienza- cierpliwość, zdrowa jestem, więc questo mi fa molto piaciere - bardzo mnie to cieszy.

niedziela, 11 września 2016

I już po lecie!

24 sierpnia zniknęły wszystkie moje ptaki, jakie były pod moją obserwacją. Tak moje! Karmiłam je przez zimę, żeby później mieć spokój od much i komarów. Lato niby trwa a ptaki nagle gdzieś przepadły. Zapadły się pod ziemię?  To nie u nas było trzęsienie ziemi! Może matka ziemia popuszcza gazy, tu tereny łupkowe, eksploatacja w trakcie, gorzej, jeśli rolnicy wytruli ptactwo chemią.
Tak było cudnie, figlowały całymi stadami, młode ptaszki cieszyły się umiejętnością latania, stare wygrzewały się w słoneczku. Wprawdzie jaskółki zrobiły lot pożegnalny, pikując przed oknami, pokazywały, że młode przysposobione już do odlotu i pora uciekać do ciepłych krajów, bo tu już tylko zimno, słota i brak jedzenia, ale gdzie są moje sikorki, rudziki, mazurki i cała plejada pozostałych? Jeszcze nie obrały aronii. 
W ogrodzie jak nigdy zielono, ale to samo zielsko, mało kwiatów a jak już, to natychmiast sposobią się do zimy, tracą kolory wymyte deszczem, obszarpane wiatrem, żałośnie zwisają. Trawa utrapienie Papcia miejscami niekoszona, bo elektryczna kosiarka nie bierze, zaraza spalić się chce jak ją przyduszam a przecież to jej karma. Kosa spalinowa (nienawidzę jej, że też pozwoliłam kupić takie ustrojstwo!) żyłką zaplątuje się w gąszczu i Papcio, co rusz biega zakładać nową żyłkę a trawa jak sterczała tak sterczy, obfitą zieloną ciżbą ciśnie się między sobą, piętrzy ponad sobą ciekawa jak długo kosiarz wytrzyma w oparach spalin, bo ja nie! Okna zamknięte, zęby zaciśnięte, mózg zagotowany. Nie po to znoszę niewygody zadupia, żeby wędzić się w smogu spalin. 
- Oszaleję!
Papcio ma słuchawki na uszach, pot skapuje mu z ciuchów do kaloszy, macha kosą a ona kapryśna, powolna, nie bierze tej zieleniny jakby droczy się z moim okiem. Sina mgła dookoła roboty, zero wiatru, bo od rana, choć to już prawie południe, wisi jesienna mgławica nad okolicą.
–Czy musisz to robić dzisiaj? - Niedosłuch z klapkami milczy!
Nie wyjdę! Nie znoszę smrodu spalin. Papcio też je źle znosi, każdy wyjazd po zakupy i krążenie po parkingu kończy się bólem głowy i złym nastrojem, ale teraz, dobra nie musi się zastanawiać, z którego dystrybutora łyknął paliwa, teraz na świeżym powietrzu łyka te swoją dawkę toksyn, fizycznie zaangażowany, uparcie przekonany, że trawa to wróg, trzeba go tępić!
- Rób, co chcesz bylebym tego odgłosu piekielnego słuchać nie musiała!
Ręczniki pleśnieją, trzeba by palić w piecu, ale latem przy 180 C robić to tylko po to, żeby uzyskać odpowiednią temperaturę dla mnożenia grzyba i much, zresztą, na co mi mnożenie, jest mi potrzebne słońce, nie jestem cholerną pleśnią, zniosę –200 C, ale chętniej  + 300 C, w pełnym słońcu.

Muchy pojawiły się, już krążą nad dachem, słyszę ich stadne buczenie.

- Kto podpieprzył moje ptaszki!
Ostrzegam! 

Nie będę wybredna w torturach, 
lepiej przyznać się od razu!

środa, 31 sierpnia 2016

sporysz

Dawniej, kiedy jeszcze chodziłam po lekarzach, często padało konowalskie zapytanie- co pani jest?  Nie będę tego rozpatrywać w oczywistych kategoriach, powiem krótko, wzięłam własne zdrowie we własne ręce, bo, po co mi je mają rujnować, zatruwać i babrać przypadkowi popaprańcy od penetrowania kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy. Pozostawiam konowałów z pustymi rękoma, niech zdechną z głodu bez moich pieniążków, wydam je na podróż do ciepłego kraju, oczywista, jak się uzbiera pełen trzos, zabrzęczą i zapragną do Italii się wypuścić.  Jak się troszczyć o własne zdrowie? 
- Od dłuższego czasu poszukuję zdrowego rozsądku w kuchni mojej. Co prześledzić możecie Tu.

Dzisiaj będzie o sporyszu na bogato.
Ciemnofioletowe twory na dojrzewających łanach żyta, to kłosy zarażone pasożytującym grzybem, trującym i halucynogennym -buławinką czerwoną sporyszem, którego domieszki w ziarnie przeznaczonym do wypieku chleba prowadziły do zatruć.
Zespół objawów, zwany chorobą świętego Antoniego to: bóle brzucha i objawy neurologiczne, mrowienie i zaburzenia czucia, halucynacje, utrata przytomności, drgawki w dalszym stadium lokalna martwica tkanek, często zatrucia śmiertelne. Duże i małe dawki buławinki były dawno znane, w niektórych miejscowościach w pewnych okresach żadna ciężarna kobieta nie mogła donosić płodu, ciąże kończyły się poronieniem.
Sporysz czarodziejsko - miał wróżyć pomyślne plony i tradycja znajdowania matki zboża”- wielkiego, podwójnego żytniego kłosa, łączyła poszukiwanie kłosów zarażonych buławinką, znalezione wyjątkowe okazy zbożowych kłosów razem z kłosami z zarodnikami pleciono w bukiet i wieszano u powały a w porze siewu te właśnie nasiona wysiewano, jako pierwsze. „Zbożowa matka” miała korzystnie wpływać na obfitość wszelkich zbiorów, tak więc sporysz zachował się do dziś i występuje dość powszechnie a wykorzystuje się go do produkcji LSD, jako narkotyk, i takie tam…

Obecnie, w Polsce, ustawowo dopuszczalna domieszka sporyszu w mące wynosi 0,05-0,1%.  Czy aby objawy zachowania i samopoczucia dzisiejszej populacji nie wskazują na normy zaniżone, co gorsza nieprzestrzegane i bagatelizowane przez tzw. sanepid?  



Na obrazie niderlandzkiego malarza Pietera Bruegla 1568 r. Chłopskie wesele - Obraz niewyidealizowany, zwyczajni, pospolici ludzie z przywarami podczas jedzenia, uczestnicy trzymają łyżki w ustach, dzierżą kufle z piwem, wpatrzeni w talerz z jedzeniem, bez oznak szczególnej uciechy. W stodole, na ścianie snopki zboża i grabie po żniwach. Przy stole w koronie panna młoda, ależ ona urodziwa, parobkowie niosą na drzwiach talerze z zupą, wówczas podstawą diety był chleb, owsianka i zupa. Goście na weselu w trakcie jedzenia, poważni, śmiech nie gości na twarzach, dwóch odmiennie odzianych, zakapturzony i szlachetnie z kryzką z koroneczki a przy pasie oręż, prowadzą zatroskaną, pokątną konwersację a w drzwiach tłoczno, tam reszta zadowolić się musi tylko oglądaniem wesela. Kapelusze chłopów, białe czepki kobiet na tle żółto ziemistej stodoły, wędrowni pomocnicy przy zbiorach, za miskę zupy i kawałek chleba zawsze z własną drewnianą łyżką zatkniętą w czapkę najemnika, będą jeść a jedzenie będzie uroczyste, jak ten żytni bochen chleba leżący na stole.

Dziecko zachwyciła potrawa, liże pusty talerz, ma czerwoną czapkę z piórem pawim. Dzieci przedstawione jak miniatury dorosłych, ubrane jak oni, jedyna różnica to wysokość, nie istniała taka kategoria osób, zachód nie odkrył jeszcze świata dziecka.
Przed panną młodą jakieś mięsiwo, ale dieta ówczesna to głównie zboża i miała ona swoje konsekwencje 

- na obrazie postać chłopa odchylonego do tyłu, okiem skierowanym na snopek zawieszony na ścianie, plama na twarzy, która jest objawem choroby po zatruciu sporyszem, co było częste w średniowieczu, problemem była niezrównoważona dieta, lub spożycie żywności w złym stanie, spowodowane głównie przez sporysz w zanieczyszczonym zbożu


W owych czasach zboża były wysokie, w nawałnicach pokładały się, co było wysoce niepożądane, ręcznie zbierane i jakoś tam unikały modyfikacji, zresztą jeszcze nie było śmiałków zdolnych do popełnienia takiej zbrodni a to i z przyczyny braku tupetu, tudzież umiejętności, przyzwolenia, wsparcia i możliwości, jakie dają dzisiejsze czasy.    

                                         Obrazy w:




piątek, 19 sierpnia 2016

deszcz

Niewiele nacieszyłam się ogrodem, najpierw trzeba było go intensywnie podlewać, teraz zalewa go deszcz, cieszą się tylko dyniowate, reszta chyba niezadowolona a z resztą ja, siedzę w domu, oglądam dramy, gotuję, jem, próbuję, smakuję i wymyślam nowe pyszności, tak schudnąć raczej ciężko, pokazała mi to waga, omal zawału dostałam, ale nie jest źle, to ustrojstwo ma jakieś fanaberie, pokazuje poprzednią nadwagę a przecież ja doskonale pamiętam, że było za dużo, widzę, że ciuchy na mnie wiszą, nic nie opina, ważę się jeszcze raz i wnerwienie opada a deszcz jak padał tak pada.  










Wszystkiemu winne prognozy pogody, ale nie ma co przeklinać. 





"High School Król Savvy" tu też była piosenka deszczowa, całkiem dobrze się bawiłam, z napisami były jakieś opóźnienia w 17, ostatnim odcinku. 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Ach ci faceci!

Zimno, leje, wieje, to zrobię tu ocieplenie.
1. Na początek;


2. I będzie o miłości!!!



3. Mannarino,
dobry głos! No co? Słucham tego, co mi się podoba, potrzebujemy trochę bardziej pozytywnych momentów, piękna, on daje adrenalinę daje wszystko od pierwszego tonu. 


4. Od zapoznania takiego faceta, krew może zapłonąć.


5.  Coś w tych facetach jest!


- miłość,
 czułość… 
popij kawą…   
- ??? ;)) z: 

Śpiewa dla mnie;

"Madame
Już ja cię dobrze znam
I wiem co kryje się pod słodką minką
W pani się czai wamp..."


 
muz. John Kander, sł. polskie: D. Rogalski

wtorek, 9 sierpnia 2016

porażki tego lata

Rajd rowerowy, kolumna samochodów, zakorkowany szlak i tu przyszło mi na myśl powiedzonko ”zły człowiek to zły gospodarz”, zły nie zły, chodzi o czas, którego wszyscy mamy coraz mniej, ktoś nie dopatrzył i w Internecie nie aktualizowano strony, odnośnie lokalnego wybryku, bo kto organizuje rajd rowerowy na drogach dojazdowych do najchętniej odwiedzanej miejscowości nadmorskiej i to w dniu zmiany turnusu? Sygnały były w postaci montowanej mety w okolicy kościoła i zamku, tam też nie pojechaliśmy. W rejonie podobno są ścieżki rowerowe, ale może nie mają ciągłości połączeń i na rajd rodzinny się nie nadają. Ja z powodu ataków psiej sfory, która napada na mnie jakbym była jedynym gnatem do obgryzania, trzymam się z daleka od roweru, już mam fobie na ten temat, zatem nie wiem jak się mają okoliczne trasy rowerowe. Telewizor wyrzuciłam, radia nie słucham, gazet nie czytam, trafia do mnie jedynie real i ten nakazał sprawdzić, jaką trasą udać się na plażę celem obłowienia się w promienie słońca na długie zimowe miesiące.   
Brnęliśmy żółwim tempem prostą, acz oboczną drogą w kierunku morza. Papcio omijał slalomem chaos napotkany i chcąc bezpiecznie na rozmytym ulewą skrzyżowaniu z zatłoczenia wybrnąć, nagle usłyszał, od tyłem przykucniętego, pomarańczowo ubarwionego faceta;
- A po co ja tu stoję?!    
- Nie wiem! - Zdecydowanym tonem odrzekł Papcio. W wentylowanym dwoma oknami aucie zrobiła się cisza. Mundurowy kontra stanowczy Papcio - to groziło rozlewem krwi. Mundur był wprawdzie jakiś porządkowy, straży czy coś w tym stylu, ale mundur. Papcio z zimną krwią i uśmieszkiem na twarzy czekał na rozwój sytuacji, ale peleton kolarzy śmignął w górę żwirowiskiem, ręka mundurowego kręcioła dostała, pogoniła nas tam gdzie zaplanowaliśmy. Co jakiś czas pojawiali się na szlaku ludzie w pomarańczowych kamizelkach kierując nas chaotycznymi gestami na prawo w krzaki, na chodnik, do ściany, do płotu, po to żeby kilku rowerzystów mogło przelotem pooddychać w narastających wyziewach spalin licznie spacerkiem przemieszczających się samochodów. Smartfony, jak wczorajszego dnia, pokazywały nam, tylko i jedynie zakaz poruszania się na trasie od kościoła po zamek, na naszym szlaku brak zakazu, za to w komentarzach były liczne pytania, cierpkie uwagi itp.
Na drodze robiło się coraz tłoczniej i na szczycie, gdzie szosa krzyżowała się z naszą drogą nastała obstrukcja denna, kicha zatkana 500 m.     
Ciśnienie wszyscy mieli w zakorkowaniu, ten i ów wysiadłszy ustawiał się na zawietrznej, by dać upust zastojowi, dzieci i pieski wyskakiwały i na pobocze w krzaki, też za potrzebą była w kukurydzy pańcia z malusim pieskiem, gdy kolumna ruszyła wyskoczyli na ściernisko pobocza, pies pocwałował na najdłuższej smyczy jaką handel oferował i szczęście, że wyczuł aromat spalin właściwego auta a nie szukał go po przeciwnej stronie drogi, bo gdyby wtargnął pod koła kierowcom, zapatrzonym martwym okiem w daleki horyzont, gdzie porządkowy przetykał korek lizakiem, byłaby psia marmolada. 

 
Kocham rajdy niedorajdy! W ogóle wszelkie zorganizowane niedorajdy, wprowadzające zamęt tam, gdzie powinno wszystko iść jak po maśle, gładko i sprawnie. Ja rozumiem sezon zarobkowy tutaj trwa, tylko 2 miesiące, zarobić musi każdy znajomy królika, trzeba się spieszyć, by tanio udostępnić drogocenną rozrywkę frajerom, ale niechże coś mają oprócz wydrenowanych kieszeni, zagrożeń, kiepskiego jedzenia, stresu i frustracji. Nie można liczyć tylko na to, że słońce, piasek i woda ich zadowoli, bo te czasem też mają urlop.  
Opisany w poprzednim wpisie spływ też mógłby wykazać więcej staranności, jakieś mikre, prymitywne bazy na starcie i mecie, zabezpieczające chętnych przed deszczem, ławka skoro trzeba czekać na ogarnięcie się organizatorów, przecież już od kilku lat płowieje na płotach zachęta na przejażdżkę i na wodzie wielkiego luzu nie ma.   

Ja nie jestem jakoś specjalnie wymagająca, nie oczekuję złotych poręczy, szampana, ani pacek na komary, ale mniej smrodu i śmiecia wyłażącego na niczyim (- GMINNYM?) terenie, nim wykaraskam się z drogocennego, błotnistego parkingu do wymarzonego celu. 
                Amen!

sobota, 30 lipca 2016

chcę magii i powrócić znów

dzisiaj popłynę Bóg wie gdzie
Titanic w dal poniesie mnie
spokojny nurt w słonecznym blasku
przyroda, ciepło i brak wrzasku
nie myśleć
nie czuć
i niech oplatające mnie marzenia
spotkają cudne wydarzenia
tak chcę, by magia w tym momencie
trwała, jak mantra, jak zaklęcie
 
w oczekiwaniach, snach i na zakrętach
niech trwa, nie blaknie na zachętach
to prawda, której pragnę, chcę 
wszak dobre szybko kończy się
przeraża mnie, co widzę wszędzie
z faktem się godzić trzeba będzie 












Spływ Piaśnicą bez utrudnień, przyjazny dla rodzin z dziećmi, idealny na pierwszy kontakt z kajakiem, urokliwe przyjazne, naturalne koryto z meandrami, krystalicznie czysta woda, bogatego ekosystemu, gwarantują udaną zabawę, która na długo pozostaje w pamięci. 
Miejsce wodowania sprzętu w bazie kajakowej, bieg kończy się na plaży w  Dębkach.


- Łącznie długość trasy spływu: 6,5 km ,
- Czas spływu: 2,5 godziny -istnieje możliwość wydłużenia trasy


http://kajakidebki.pl/    mapa


Możliwość przeżycia niezapomnianej przygody!



Proszę trzymać się prawej strony!







  







Na koniec burza z piorunami, jeszcze na wodzie, 
później w Dębkach
 samochody chlapiące nieszczęsnych uciekinierów, 
i jadło podane w wersji jak cię mogę, 
ale fajnie było.