Translate
sobota, 31 grudnia 2016
piątek, 30 grudnia 2016
jest OK.
U mnie
Żadnego
Świętowania,
Choinek
Ani ozdóbek
Nie było.
Czas
płynie, życie się toczy, zmiany, zmiany, nic nie stoi w miejscu, energia
wprawia w ruch, co napotka po drodze. Zmiany są widoczne u mnie, u Was także je
widzę.
Zima
niepostrzeżenie zajęła miejsce kolorowej jesieni, może białym i ziąbem,postraszy, rozpanoszy się.
Ludziska czymkolwiek dogrzewają domostwa, nie bacząc na zastój
mgławicy w bezwietrznym, efektem są choroby płucne, oskrzelowe, gardłowe, około
gębowe, bo nawet gadać się nie chce na temat głupoty, język kołkiem staje,
kiedy widzę jak ograniczony ludek traktuje naturę, bliskich i siebie.
A
zdrowie, nikt się nie dowie…
Papcio
wrócił od gastrologa.
-
Co wykrył w twoich organach? – Proforma, pewna, że niewiele miał do odkrycia, emeryci
kasy nie miewają, ciąża spożywcza o statusie ekonomicznym nie wyrokuje, do tego
Papcio ostatnio się starannie nie golił, klapnięte uszu, kwaśna mina i nie
zdejmował z grzbietu starego swetra.
-
Co mi miał gadać! – Odburknął i wsadził nos w laptopa.
Wiedziałam
już wszystko, przebadany portfel, finansowe możliwości i umiejętność poruszania
się po lewicy, bo prawo do lecznicy dawno wygasło, teraz, lecz się sam. Co
wiedział i kazał sobie zaordynować dostał, widzę po recepcie?
-
Co kazał a czego nie kazał jeść?- Usiłuję się dowiedzieć.
- Nic nie gadał o jedzeniu! - Oczywista, wiedziałam, że to pytanie do
dietetyka niekoniecznie do gastrologa, tego mało obchodzi, czym się trujemy,
pacjent ma być cierpliwy i rzygać kasą.
-
Pokaż receptę, może ty byłeś u ginekologa?
Nie
jestem jak Leszek roztargniony i nie mam poczucia humoru.
Pamiętam
mąż pielęgniarki, pozostawiony sam w domu, nakazane miał udać się do przychodni
odwiedzić stomatologa i urologa. Wpadliśmy go odwiedzić
- Jak tam? Co słychać?
–
Ano, byłem dziś w przychodni, pogadałem sobie z psychiatrą, wesoło było.
-
Że, niby, co? Coś nie tego, szumy masz w głowie?
-
Nie, żona kazała to poszedłem, urologa nie było, u pokrewnych terminy zajęte do
końca miesiąca, tylko psychiatra był wolny, to się zapisałem.
W Nowym Roku
Wszystkiego
Najlepszego!
środa, 7 grudnia 2016
z zegarkiem w ręku
-koszulę
na grzbiet,
-miskę ryżu,
-bezpiecznej gawry do przespania nocy,
-rolkę
uniwersalnego papieru, toaletowego,
-oraz parę wygodnych butów, żeby móc podziwiać różnorodność świata.
Tymczasem ludzie kupują zegary, żeby odmierzały im zmarnowany czas na harówie w korporacji, na szkoleniu, na różnych imprezach (szopkach, spędach), w ogonkach przed urzędami, w sklepach kupując graty na raty, bla, bla-ją i stukają na komórkach, bawią się w hazard, szafując zdrowiem i limitowanym życiem, pozwalają pasożytować na sobie w imię cudzego interesu.
Jak
już mieć tasiemca, to przynajmniej w 56 odcinkach, rzuconego na panoramiczny ekran, żeby gały wypoczywały podziwiając wijącą się akcję.
Dramat - dwóch mężczyzn, których losy krzyżują się od dnia narodzin.
Nastoletni Lee Dong Chul po śmierci ojca, obiecuje zemścić się na człowieku, który spowodował jego śmierć.
Młodszy brat, został włączony już w momencie narodzin, dorasta by zostać
prokuratorem i ślubuje pomóc bratu w zemście.
Co się dzieje, gdy dowiadują się, że
nie są braćmi?
Co stanie się, gdy Dong Chul dowie
się, że jego prawdziwym bratem był wychowywany przez Shin Tae Hwan syn wroga?
Yun Jung Hoon as Lee Dong
Wook
Park Hae Jin as Shin Myung Hun
Lee Da Hae as Min Hye Rin
Lee Yeon Hee as Gook Young Ran / Grace
Han Ji Hye as Kim Ji Hyun
Dennis Oh as Mike
Park Hae Jin as Shin Myung Hun
Lee Da Hae as Min Hye Rin
Lee Yeon Hee as Gook Young Ran / Grace
Han Ji Hye as Kim Ji Hyun
Dennis Oh as Mike
wtorek, 25 października 2016
zamotana w mgłę
Kiedy w ogrodzie panoszy się wilgoć, wieje wiatr i mróz zdążył macnąć
groszek pachnący i wszystko klapnięte ukrywa mgła, można zaszyć się w kuchni.
mniam, mięciutkie, w
słonecznym kolorze,
słodkie, ciepłe, tuczące...
Co?
Odkłada się tłuszcz?
Ależ
na zimę to w sam raz przyodziewek dla ciała,
wszak zimą mróz nie dręczy tak
tłustej jak chudą osobę.
Na wszelki wypadek tak pozszywałam galimatias elementów na przyodziewek letni, żeby w nim upchać zimową
nadwagę.
Kocham siebie taką, jaka jestem.
Oglądam dramy, odżywiam się, tyję…
Czy
każdy musi jeździć konno,
grać w golfa
i znać 6 języków?
POLECAM TEŻ:
- komedia romantyczna 16 odcinków Tytuł oryginalny: 내게 거짓말을 해봐
Naege
Geojitmareul Haebwa / Lie to Me / Try Lying to Me / Niewinne kłamstwa
Co się stanie, gdy prawdę o udawanym związku
odkryją?
Czy Ki Joon zauważy, że
jego młodszemu bratu, Sang Hee bardzo spodobała się roztrzepana Ah Jung?
niedziela, 9 października 2016
wyretuszować rzeczywistość
Wiatr hałasuje niemiłosiernie, tłucze bezwładną wierzbą w konowalską
daczę, tarmosi blachą, dudni w rynnach, wiruje zebranym badziewiem, napiera na
szyby moich okien, puka listowiem zdartym z pokornie kłaniających się drzew, podobno
media gadają, że rozbełtał morze dziesiątką Beauforta, piana zalewa piach a w
mieście porywa parasole, popycha skulone sylwetki z mokrymi włosami, klnące pod
nosem, bo nie wielbią jesiennego, mokrego, zimnego a może żadnego przeciągu.
A u mnie, spokojnie, rodzą się szalone pomysły, sypią się jak jesienne liście, szepczą – Szur, szur, wciąż jak wąż wprzód z kłębka wplatać białą nić w sploty, w meandry roboty. Co będzie?
– Cokolwiek, bez wielkich planów, czytania schematów, uwagę zaprząta to, co w słuchawkach dźwięczy i prosi – zapamiętaj;
Paziente- pacjent, paziente-cierpliwy, pazienza- cierpliwość, zdrowa jestem, więc questo mi fa molto piaciere - bardzo mnie to cieszy.
A u mnie, spokojnie, rodzą się szalone pomysły, sypią się jak jesienne liście, szepczą – Szur, szur, wciąż jak wąż wprzód z kłębka wplatać białą nić w sploty, w meandry roboty. Co będzie?
– Cokolwiek, bez wielkich planów, czytania schematów, uwagę zaprząta to, co w słuchawkach dźwięczy i prosi – zapamiętaj;
Paziente- pacjent, paziente-cierpliwy, pazienza- cierpliwość, zdrowa jestem, więc questo mi fa molto piaciere - bardzo mnie to cieszy.
niedziela, 11 września 2016
I już po lecie!
24
sierpnia zniknęły wszystkie moje ptaki, jakie były pod moją obserwacją. Tak
moje! Karmiłam je przez zimę, żeby później mieć spokój od much i komarów. Lato
niby trwa a ptaki nagle gdzieś przepadły. Zapadły się pod ziemię? To nie u nas było trzęsienie ziemi! Może matka
ziemia popuszcza gazy, tu tereny łupkowe, eksploatacja w trakcie, gorzej, jeśli
rolnicy wytruli ptactwo chemią.
Tak
było cudnie, figlowały całymi stadami, młode ptaszki cieszyły się umiejętnością
latania, stare wygrzewały się w słoneczku. Wprawdzie jaskółki zrobiły lot
pożegnalny, pikując przed oknami, pokazywały, że młode przysposobione już do odlotu i pora uciekać do ciepłych krajów, bo tu już tylko zimno, słota i
brak jedzenia, ale gdzie są moje sikorki, rudziki, mazurki i cała plejada
pozostałych? Jeszcze nie obrały aronii.
W
ogrodzie jak nigdy zielono, ale to samo zielsko, mało kwiatów a jak już, to
natychmiast sposobią się do zimy, tracą kolory wymyte deszczem, obszarpane
wiatrem, żałośnie zwisają. Trawa utrapienie Papcia miejscami niekoszona, bo
elektryczna kosiarka nie bierze, zaraza spalić się chce jak ją przyduszam a
przecież to jej karma. Kosa spalinowa
(nienawidzę jej, że też pozwoliłam kupić takie ustrojstwo!) żyłką zaplątuje się
w gąszczu i Papcio, co rusz biega zakładać nową żyłkę a trawa jak sterczała tak
sterczy, obfitą zieloną ciżbą ciśnie się między sobą, piętrzy ponad sobą ciekawa
jak długo kosiarz wytrzyma w oparach spalin, bo ja nie! Okna zamknięte, zęby
zaciśnięte, mózg zagotowany. Nie po to znoszę niewygody zadupia, żeby wędzić
się w smogu spalin.
- Oszaleję!
Papcio
ma słuchawki na uszach, pot skapuje mu z ciuchów do kaloszy, macha kosą a ona
kapryśna, powolna, nie bierze tej zieleniny jakby droczy się z moim okiem.
Sina mgła dookoła roboty, zero wiatru, bo od rana, choć to już prawie południe,
wisi jesienna mgławica nad okolicą.
–Czy
musisz to robić dzisiaj? - Niedosłuch z klapkami milczy!
Nie
wyjdę! Nie znoszę smrodu spalin. Papcio też je źle znosi, każdy wyjazd po
zakupy i krążenie po parkingu kończy się bólem głowy i złym nastrojem, ale
teraz, dobra nie musi się zastanawiać, z którego dystrybutora łyknął paliwa, teraz
na świeżym powietrzu łyka te swoją
dawkę toksyn, fizycznie zaangażowany, uparcie przekonany, że trawa to wróg,
trzeba go tępić!
-
Rób, co chcesz bylebym tego odgłosu piekielnego słuchać nie musiała!
Ręczniki
pleśnieją, trzeba by palić w piecu, ale latem przy 180 C robić to
tylko po to, żeby uzyskać odpowiednią temperaturę dla mnożenia grzyba i much, zresztą,
na co mi mnożenie, jest mi potrzebne słońce,
nie jestem cholerną pleśnią, zniosę –200 C, ale chętniej + 300 C, w pełnym słońcu.
Muchy pojawiły się, już krążą nad dachem, słyszę ich stadne buczenie.
-
Kto podpieprzył moje ptaszki!
Ostrzegam!
Nie będę wybredna w torturach,
lepiej
przyznać się od razu!
środa, 31 sierpnia 2016
sporysz
Dawniej, kiedy jeszcze chodziłam po lekarzach, często padało
konowalskie zapytanie- co pani jest? Nie będę tego rozpatrywać w oczywistych
kategoriach, powiem krótko, wzięłam własne zdrowie we własne ręce, bo, po co mi
je mają rujnować, zatruwać i babrać przypadkowi popaprańcy od penetrowania
kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy. Pozostawiam konowałów z pustymi rękoma, niech
zdechną z głodu bez moich pieniążków, wydam je na podróż do ciepłego kraju, oczywista,
jak się uzbiera pełen trzos, zabrzęczą i zapragną do Italii się wypuścić. Jak się troszczyć o własne zdrowie?
- Od dłuższego czasu
poszukuję zdrowego rozsądku w kuchni mojej. Co prześledzić możecie Tu.
Dzisiaj będzie o sporyszu na
bogato.
Ciemnofioletowe twory na dojrzewających łanach żyta,
to kłosy zarażone pasożytującym grzybem, trującym i halucynogennym -buławinką czerwoną – sporyszem, którego domieszki w ziarnie przeznaczonym
do wypieku chleba prowadziły do zatruć.
Zespół objawów, zwany chorobą świętego Antoniego to: bóle
brzucha i objawy neurologiczne, mrowienie i zaburzenia czucia, halucynacje,
utrata przytomności, drgawki w dalszym stadium lokalna martwica tkanek,
często zatrucia śmiertelne. Duże i małe dawki buławinki były dawno znane,
w niektórych miejscowościach w pewnych okresach żadna ciężarna kobieta nie
mogła donosić płodu, ciąże kończyły się poronieniem.
Sporysz czarodziejsko - miał
wróżyć pomyślne plony i tradycja znajdowania
„matki zboża”- wielkiego,
podwójnego żytniego kłosa, łączyła poszukiwanie kłosów zarażonych buławinką, znalezione
wyjątkowe okazy zbożowych kłosów razem z kłosami z zarodnikami pleciono w
bukiet i wieszano u powały a w porze siewu te
właśnie nasiona wysiewano, jako pierwsze. „Zbożowa matka” miała korzystnie wpływać na obfitość wszelkich zbiorów,
tak więc sporysz zachował się do dziś i występuje dość powszechnie a
wykorzystuje się go do produkcji LSD, jako narkotyk, i takie tam…
Obecnie, w Polsce, ustawowo dopuszczalna domieszka sporyszu w mące wynosi 0,05-0,1%. Czy aby objawy zachowania i samopoczucia
dzisiejszej populacji nie wskazują na normy zaniżone, co gorsza nieprzestrzegane
i bagatelizowane przez tzw. sanepid?
Groźny sporysz: http://www.gronkowiec.pl/sporysz.html
Na obrazie niderlandzkiego malarza
Pietera Bruegla 1568 r. Chłopskie wesele - Obraz
niewyidealizowany, zwyczajni, pospolici ludzie z przywarami podczas jedzenia, uczestnicy
trzymają łyżki w ustach, dzierżą kufle z piwem, wpatrzeni w talerz z jedzeniem,
bez oznak szczególnej uciechy. W stodole, na ścianie snopki zboża i grabie po
żniwach. Przy stole w koronie panna młoda, ależ
ona urodziwa, parobkowie niosą na drzwiach talerze z zupą, wówczas podstawą
diety był chleb, owsianka i zupa.
Goście na weselu w trakcie jedzenia, poważni, śmiech nie gości na
twarzach, dwóch odmiennie odzianych, zakapturzony
i szlachetnie z kryzką z koroneczki a przy pasie oręż, prowadzą zatroskaną,
pokątną konwersację a w drzwiach tłoczno, tam reszta zadowolić się musi tylko oglądaniem wesela. Kapelusze chłopów, białe czepki
kobiet na tle żółto ziemistej stodoły, wędrowni pomocnicy przy zbiorach, za
miskę zupy i kawałek chleba zawsze z własną drewnianą łyżką zatkniętą w czapkę
najemnika, będą jeść a jedzenie będzie uroczyste, jak ten żytni bochen chleba leżący
na stole.
Dziecko zachwyciła potrawa, liże pusty
talerz, ma czerwoną czapkę z piórem pawim. Dzieci przedstawione jak miniatury
dorosłych, ubrane jak oni, jedyna różnica to wysokość, nie istniała taka
kategoria osób, zachód nie odkrył jeszcze świata dziecka.
Przed panną młodą jakieś mięsiwo, ale dieta ówczesna to głównie zboża i miała ona swoje konsekwencje
Przed panną młodą jakieś mięsiwo, ale dieta ówczesna to głównie zboża i miała ona swoje konsekwencje
- na obrazie postać chłopa odchylonego do tyłu, okiem skierowanym na snopek zawieszony na ścianie, plama na twarzy, która jest objawem choroby po zatruciu sporyszem, co było częste
w średniowieczu, problemem była niezrównoważona
dieta, lub spożycie żywności w złym stanie, spowodowane
głównie przez sporysz w
zanieczyszczonym zbożu.
W owych czasach zboża były wysokie, w
nawałnicach pokładały się, co było wysoce niepożądane, ręcznie zbierane i jakoś
tam unikały modyfikacji, zresztą jeszcze nie było śmiałków zdolnych do
popełnienia takiej zbrodni a to i z przyczyny braku tupetu, tudzież
umiejętności, przyzwolenia, wsparcia i możliwości, jakie dają dzisiejsze
czasy.
piątek, 19 sierpnia 2016
deszcz
Niewiele nacieszyłam się ogrodem, najpierw trzeba było go intensywnie
podlewać, teraz zalewa go deszcz, cieszą się tylko dyniowate, reszta chyba
niezadowolona a z resztą ja, siedzę w domu, oglądam dramy, gotuję, jem, próbuję,
smakuję i wymyślam nowe pyszności, tak schudnąć raczej ciężko, pokazała mi to
waga, omal zawału dostałam, ale nie jest źle, to ustrojstwo ma jakieś
fanaberie, pokazuje poprzednią nadwagę a przecież ja doskonale pamiętam, że
było za dużo, widzę, że ciuchy na mnie wiszą, nic nie opina, ważę się jeszcze
raz i wnerwienie opada a deszcz jak padał tak pada.
"High School Król Savvy" tu też była piosenka deszczowa, całkiem dobrze się bawiłam, z napisami były jakieś opóźnienia w 17, ostatnim odcinku.
Wszystkiemu winne prognozy pogody, ale nie ma co
przeklinać.
"High School Król Savvy" tu też była piosenka deszczowa, całkiem dobrze się bawiłam, z napisami były jakieś opóźnienia w 17, ostatnim odcinku.
poniedziałek, 15 sierpnia 2016
Ach ci faceci!
Zimno, leje, wieje, to zrobię tu ocieplenie.
1. Na początek;
2. I będzie o miłości!!!
dobry głos! No co? Słucham tego, co mi się podoba, potrzebujemy trochę bardziej pozytywnych momentów, piękna, on daje adrenalinę daje wszystko od pierwszego tonu.
4. Od zapoznania takiego faceta, krew może zapłonąć.
5. Coś w tych facetach jest!
Śpiewa dla mnie;
"Madame
Już ja cię dobrze znam
I wiem co kryje się pod słodką minką
W pani się czai wamp..."
muz. John Kander, sł. polskie:
D. Rogalski
wtorek, 9 sierpnia 2016
porażki tego lata
Rajd
rowerowy, kolumna samochodów, zakorkowany szlak i tu przyszło mi na myśl powiedzonko
”zły człowiek to zły gospodarz”, zły nie zły, chodzi o czas, którego wszyscy
mamy coraz mniej, ktoś nie dopatrzył i w Internecie nie aktualizowano strony,
odnośnie lokalnego wybryku, bo kto organizuje rajd rowerowy na drogach dojazdowych do najchętniej
odwiedzanej miejscowości nadmorskiej i to w dniu zmiany turnusu? Sygnały były w
postaci montowanej mety w okolicy kościoła i zamku, tam też nie pojechaliśmy. W
rejonie podobno są ścieżki rowerowe, ale może nie mają ciągłości połączeń i na
rajd rodzinny się nie nadają. Ja z powodu ataków psiej sfory, która napada na
mnie jakbym była jedynym gnatem do obgryzania, trzymam się z daleka od roweru, już
mam fobie na ten temat, zatem nie wiem jak się mają okoliczne trasy rowerowe. Telewizor
wyrzuciłam, radia nie słucham, gazet nie czytam, trafia do mnie jedynie real i
ten nakazał sprawdzić, jaką trasą udać się na plażę celem obłowienia się w promienie
słońca na długie zimowe miesiące.
Brnęliśmy
żółwim tempem prostą, acz oboczną drogą
w kierunku morza. Papcio omijał slalomem chaos napotkany i chcąc bezpiecznie na
rozmytym ulewą skrzyżowaniu z zatłoczenia wybrnąć, nagle usłyszał, od tyłem
przykucniętego, pomarańczowo ubarwionego faceta;
-
A po co ja tu stoję?!
-
Nie
wiem! - Zdecydowanym tonem odrzekł Papcio. W wentylowanym dwoma oknami aucie
zrobiła się cisza. Mundurowy kontra stanowczy Papcio - to groziło rozlewem krwi.
Mundur był wprawdzie jakiś porządkowy, straży czy coś w tym stylu, ale mundur. Papcio
z zimną krwią i uśmieszkiem na twarzy czekał na rozwój sytuacji, ale peleton
kolarzy śmignął w górę żwirowiskiem, ręka mundurowego kręcioła dostała, pogoniła
nas tam gdzie zaplanowaliśmy. Co jakiś czas pojawiali się na szlaku ludzie w
pomarańczowych kamizelkach kierując nas chaotycznymi gestami na prawo w krzaki,
na chodnik, do ściany, do płotu, po to żeby kilku rowerzystów mogło przelotem
pooddychać w narastających wyziewach spalin licznie spacerkiem
przemieszczających się samochodów. Smartfony, jak wczorajszego dnia, pokazywały
nam, tylko i jedynie zakaz poruszania się na trasie od kościoła po zamek, na
naszym szlaku brak zakazu, za to w komentarzach były liczne pytania, cierpkie
uwagi itp.
Na
drodze robiło się coraz tłoczniej i na szczycie, gdzie szosa krzyżowała się z
naszą drogą nastała obstrukcja denna, kicha zatkana 500 m.
Ciśnienie
wszyscy mieli w zakorkowaniu, ten i ów wysiadłszy ustawiał się na zawietrznej,
by dać upust zastojowi, dzieci i pieski wyskakiwały i na pobocze w krzaki, też za
potrzebą była w kukurydzy pańcia z malusim pieskiem, gdy kolumna ruszyła
wyskoczyli na ściernisko pobocza, pies pocwałował na najdłuższej smyczy jaką handel
oferował i szczęście, że wyczuł aromat spalin właściwego auta a nie szukał go
po przeciwnej stronie drogi, bo gdyby wtargnął pod koła kierowcom, zapatrzonym martwym
okiem w daleki horyzont, gdzie porządkowy przetykał korek lizakiem, byłaby
psia marmolada.
Kocham rajdy niedorajdy! W ogóle wszelkie zorganizowane niedorajdy, wprowadzające zamęt tam, gdzie powinno wszystko iść jak
po maśle, gładko i sprawnie. Ja rozumiem sezon zarobkowy tutaj trwa, tylko 2
miesiące, zarobić musi każdy znajomy królika, trzeba się spieszyć, by
tanio udostępnić drogocenną rozrywkę frajerom, ale niechże coś mają oprócz
wydrenowanych kieszeni, zagrożeń, kiepskiego jedzenia, stresu i frustracji. Nie
można liczyć tylko na to, że słońce, piasek i woda ich zadowoli, bo te czasem
też mają urlop.
Opisany
w poprzednim wpisie spływ też mógłby wykazać więcej staranności, jakieś mikre,
prymitywne bazy na starcie i mecie, zabezpieczające chętnych przed deszczem,
ławka skoro trzeba czekać na ogarnięcie się organizatorów, przecież już od
kilku lat płowieje na płotach zachęta na przejażdżkę i na wodzie wielkiego luzu
nie ma.
Ja
nie jestem jakoś specjalnie wymagająca, nie oczekuję złotych poręczy, szampana,
ani pacek na komary, ale mniej smrodu i śmiecia wyłażącego na niczyim (- GMINNYM?) terenie, nim wykaraskam
się z drogocennego, błotnistego parkingu do wymarzonego celu.
Amen!
sobota, 30 lipca 2016
chcę magii i powrócić znów
dzisiaj popłynę Bóg wie gdzie
Titanic w dal poniesie mnie
Titanic w dal poniesie mnie
spokojny nurt w słonecznym blasku
przyroda, ciepło i brak wrzasku
przyroda, ciepło i brak wrzasku
nie myśleć
nie czuć
nie czuć
i niech oplatające mnie
marzenia
spotkają cudne wydarzenia
spotkają cudne wydarzenia
tak chcę, by magia w tym momencie
trwała, jak mantra, jak zaklęcie
trwała, jak mantra, jak zaklęcie
w oczekiwaniach, snach i na
zakrętach
niech trwa, nie blaknie na zachętach
niech trwa, nie blaknie na zachętach
to prawda, której pragnę, chcę
wszak dobre szybko kończy się
przeraża mnie, co widzę wszędziewszak dobre szybko kończy się
z faktem się godzić trzeba będzie
Spływ Piaśnicą bez utrudnień, przyjazny dla rodzin z dziećmi, idealny na pierwszy kontakt z kajakiem, urokliwe przyjazne, naturalne koryto z meandrami, krystalicznie czysta woda, bogatego ekosystemu, gwarantują udaną zabawę, która na długo pozostaje w pamięci.
Miejsce wodowania sprzętu w bazie kajakowej, bieg kończy się na plaży w Dębkach.
- Łącznie długość trasy spływu: 6,5 km ,
- Czas spływu: 2,5 godziny -istnieje możliwość wydłużenia trasy
http://kajakidebki.pl/ mapa
Możliwość przeżycia niezapomnianej przygody!
Proszę
trzymać się prawej strony!
Na koniec burza z piorunami, jeszcze na wodzie,
później w Dębkach
samochody
chlapiące nieszczęsnych uciekinierów,
i jadło podane w wersji jak cię mogę,
ale
fajnie było.
Tu : Madame nie takie szkwały przetrwała. fala
Jadało się gorzej! echo
Subskrybuj:
Posty (Atom)