Cios karate i nerwowy chrobot oznajmia,
że Tygrysek natarł na drzwi, wyzwolony od przymusu zaborczej nudy, zdążył się
przywitać z wolnością tak oczywistą dla swojej grupy wiekowej i z nią za pan
brat wpada do domu zostawiając jeden but na wycieraczce, drugim ciśniętym w kąt
demoluje, co stało w harmonii triumfalnie pozbywa się plecaka, wkracza do holu, zahacza o łazienkę,
dotyka mydła, ochlapuje dłonie i zostawia ślad na ręczniku, dzikim tupotem stóp
przemierza szlak do salonu, gdzie wypoczynek odziany w skórę i wielki fotel do
kompletu czekają na rujnację, karkołomna przerzutka przez poręcz fotela i odpalona
w kosmos poduszka pierdziszka leci w
okolice żyrandola, nim ostatecznie wyląduje zalicza parę ciosów od sprężystego ośmiolatka
ćwiczącego potężne odbicia od fotela, już gotowy do przeskoku na wypoczynek, ociera
się o idącą tropem pociechy ciekawość matczyną, choć to dopiero południe zmordowaną
nie tyle taszczeniem zakupów, co upominaniem i walką z uporem rozkojarzonego,
odpowiadaniem na tysiące niecierpliwych pytań.
- Umyłeś ręce?
- Jasne!
Tygrysek wręcz uwielbia walkę z mydłem, robi
to godzinami pod prysznicem wystrzeliwując je z mokrych dłoni aż zmydlone,
unicestwione spłynie do ścieków, które są finansową zmorą FrusTaty- oj
ucieszy się setne, bo z orbity powróciła pierdziuszka, lądując na stercie
dokumentów mozolnie segregowanych pół nocy przez rodziciela, tymczasem Tygrysek
nieświadom skutków nieprecyzyjnego lądowania kosmitki, pręży ciało, przesuwa
dłońmi po klatce i brzuchu jakby szukał tam miejsc zapadniętych.
- Głodny jesteś? – Dostrzegła
zatroskana karmicielka – zaraz dostaniesz zupę, odrób lekcje.
Tygryskowi świat podskakuje jak na
trampolinie, kontynuując trening oznajmia;
– Nic nie mamy zadane! Właśnie się
przygotowuję na karate, zdobędę pomarańczowy pas, nikt mnie nie pokona!
- Jesteś pewien?
- Jasne!
Zaniepokojona, mieszając pełną witamin,
zawiesistą zupę dla energicznego stworzenia ocknęła się do rzeczywistości:
– Jesteś pewien, że nic?
- Że nikt, chciałaś powiedzieć. Jestem Tygrysem! Kto mi
zagrozi?
- Co masz zadane?!- Zniecierpliwiona odlotem od najbardziej
dołującego tematu, bo lekcje to niebyt w nieletniej rzeczywistości ociągającego
się leniwca, odkładane na święty nigdy, ostatecznie, skutecznie wymuszane z końcem
dnia, w okolicach ostatniego ziewnięcia.
- Mamo, czy musisz mnie stresować przed obiadem? Nic, to znaczy nic!
- Wiktoria mówiła, że dziś
babcia jej pomoże odrobić lekcje. To jak?
- Jestem taki
wyczerpany i głodny. Czy możesz dać mi wreszcie tą zupę?
- Siadaj, szybciutko
zjedz.
- O! Dzięki, moja
ukochana… pomidorowa- Cieszy się Tygrysek, wyciąga z rękawa plastikowego potwora i żongluje nim nad talerzem.
- Czy możesz raz zjeść
bez zabawy?
- Ale tak mi lepiej
smakuje! – Chlap! Pomidorowa plama na stole, ociekający potwór zwiał przed
grzmotem rozgniewanej ręki.
- Łuuuch! Jak cię
trzepnę! Mówiłam! Nie bawić się przy jedzeniu!
- Mamo, nie możesz się
tak denerwować, ja naprawdę niechcący go wykąpałem.
Awantura rozmyła się,
w zamyśleniu wycierającej plamę.
- Jedz, ja rozpakuję zakupy, masz godzinę
czasu na odrobienie lekcji, potem pojedziemy zobaczyć, co z tym pomidorowym pasem
karateki.
Cenny czas przeciekał między palcami, chwila
zleciała na poszukiwaniu złamanego ołówka, który ostatecznie przepadł w trakcie
szukania ostrzynki, ta się znalazła w momencie, kiedy nad zeszytem pojawili się
wojownicy broniący przed zakapiorami, tak zapalczywie bronili terytorium, że rozgniewany
zeszyt postawił rogi, trzeba było je spacyfikować, sterczące prowadzą do globalnych
konfliktów, więc łokcie przydusiły niepokorne kartki, by dłonie swobodnie mogły
manipulować armią, skutkiem zeszyt trochę się pomarszczył, ale nadal czysty
oczekiwał na wypełnienie treścią, ta jednak nijak nie chciała się ujawnić,
krążyła wprawdzie nad głową Tygryska ilekroć padło przypomnienie z odległego
pomieszczenia, wreszcie armia opadła, gdy padła komenda:
- Pokaż sprawdzę!
- I co? Co to ma być? Zeszyt pognieciony, jak szmata!
Coś mi się zdaje, że poproszę Tatę, żeby namalował ci pomarańczowe paski na
tyłku! A lepiej jak sama zaraz to zrobię! Ja zwariuję! Mam jeszcze wyprasować
kimono a ty się bawisz.
- Mamo, ale ja już
wiem jak to napisać, nie martw się, wszystko będzie OK!
Po kwadransie pomiędzy
liniami i bruzdami w zeszycie pojawiło się swojsko wystylizowane, tematycznie
rozwinięte wypracowanie, a w nim:
Sweter w rurze, zamiast sweter w róże. (jakby nie mógł być w
śnieżynki, albo w paski.)
Namiętnie myli ó z u, rz z ż, czasem opuści ogonek w ą, ę
- Jak będziesz
wypełniał wniosek paszportowy wpisz inną narodowość!
- Na co mi inna?
- Chyba jesteś
anglikiem?
Oczy Tygryska zrobiły się jak guziki, patrzył
z niedopiętą buzią na matkę.
- W zeszycie do
angielskiego nie robisz nigdy błędów. Zwariuję!
Czy na pewno jesteś moim synem?
Tygrysek w nagrodę za osiągi został wysłany na
obóz narciarski, dostał ubranie, sprzęt i gogle, które pierwszego dnia na stoku
go zawiodły, tak po prostu zmarzły i spadły z nosa a nie miały prawa za cenę
199,99, bowiem profesjonalne one miały być, w sportowym sklepie, nie na bazarze
kupione! Jakim prawem, tak sobie się rozpadły pierwszego dnia, kiedy pociecha z
daleka od mamusi, teraz rozsierdzonej. Czy tam w tej profesjonalnej nie pomyśleli,
że taki bubel grozi wybuchem atomówki?