Translate

środa, 27 stycznia 2016

i po zimie



Tygrysek wrócił z obozu narciarskiego, gdzie przez tydzień, dwa razy dziennie, po trzy godziny trenował na stoku. Zdjęcia mówią, że świetnie się bawił. 
Kiedy wyjeżdżał był trochę zestresowany, to pierwszy jego wyjazd bez mamy i nie miał tam jeszcze żadnego kolegi. 

Pierwszego dnia, pozwolono mu zadzwonić do domu;
- Jak syneczku? Wszystko w porządku? Podoba Ci się?
- Nie wiedziałem, że może być tak pięknie! Ośrodek OK! Nie mogę gadać, bo zaraz oddajemy telefony i się ubieramy, jedziemy na stok. Pa!
Kolejnego dnia, kiedy dostał komórkę;
- JEST SUPER! Jedzenie świetne, nawet nałożyłem sobie surówkę, bo trener nakładał całą furę tym, co jej nie jedzą!
- Zjadłeś?
- No. Muszę kończyć bo zabierają telefony i już jedziemy na narty. Pa!
W kolejnych dniach było także zdawkowo. Jeden dzień był bez telefonu. Pomyśleliśmy, zapomniał, najwidoczniej się świetnie bawi.
Dwa dni przed wyjazdem;
- Babciu, Dziadku! Wszystkiego najlepszego!
- Dzięki… Czemu wczoraj nie dzwoniłeś do mamy?
- No, ten tego… Tygrysek najwyraźniej nie swój, coś chciał przemilczeć.
- Stało się coś?
- Wczoraj jakieś dziecko złamało obie nogi i drugie rękę, ale to na lodowisku.
- Matko jedenasta! Jesteś cały?
- No, ale to chłopak ze starszej grupy. Muszę kończyć, bo zaraz się ubieramy i jedziemy na narty.
Ulżyło nam. Kolejnego dnia matka pyta;
- Kto tam tak buczy?
- To siedmiolatek z innej sali, się nie przystosował, tęskni za mamą.
- To może przyjedziemy z tatą po ciebie?
- Matka! Coś ty! Ja chciałbym, żebyś przedłużyła mi obóz jeszcze o dwa tygodnie. Ale nie zapomnij mnie odebrać jutro z dworca, bo niestety wracamy.


Po powrocie Tygrysek nie mógł usiedzieć spokojnie, wiercił się na wypoczynku, jakby chciał dziurę w nim wywiercić, nie wiedział co zrobić z energią, więc matka wysłała go do kopalni na cały dzień.   
- Jak było? - pytam kłębiące się paski na monitorze.
- Fajnie.
- Dobrze się bawiłeś?
- No.
- Masz nowych kolegów?
- No.
- A co najbardziej Ci się podobało na obozie narciarskim?  
- Nie pamiętam.
Cóż, w dzisiejszych czasach skleroza dotyka już najmłodszych.

Dmuchnęło ciepłym powietrzem, chlipiąca trawa na ścieżce a tam gdzie w białym tunelu skrywały się róże puch spłynął strużką, wyprężone gałązki przygina wiatr, zacina mżawką. Brrr… nie chce się wychodzić. Przymykam okno i marnuję czas na koreańskie dramy.

"Queen of ambition” wciągający, sztafeta, posiłek i kolejnych kilka odcinków, kropelki do oczu i dalej oglądamy…





1 komentarz:

  1. Krótko mówiąc dziecko szczęścia. Akurat przyszła wiosna i pozamiatane. Fajnie, że mu się tak udało:))

    OdpowiedzUsuń