Tygrysek wrócił
z obozu narciarskiego, gdzie przez tydzień, dwa razy dziennie, po trzy
godziny trenował na stoku. Zdjęcia mówią, że świetnie się bawił.
Kiedy
wyjeżdżał był trochę zestresowany, to pierwszy jego wyjazd bez mamy i nie miał
tam jeszcze żadnego kolegi.
Pierwszego dnia, pozwolono mu zadzwonić
do domu;
- Jak
syneczku? Wszystko w porządku? Podoba Ci się?
- Nie
wiedziałem, że może być tak pięknie! Ośrodek OK! Nie mogę gadać, bo zaraz oddajemy
telefony i się ubieramy, jedziemy na stok. Pa!
Kolejnego
dnia, kiedy dostał komórkę;
- JEST
SUPER! Jedzenie świetne, nawet nałożyłem sobie surówkę, bo trener nakładał całą
furę tym, co jej nie jedzą!
- Zjadłeś?
- No. Muszę
kończyć bo zabierają telefony i już jedziemy na narty. Pa!
W kolejnych
dniach było także zdawkowo. Jeden dzień był bez telefonu. Pomyśleliśmy, zapomniał,
najwidoczniej się świetnie bawi.
Dwa dni
przed wyjazdem;
- Babciu, Dziadku!
Wszystkiego najlepszego!
- Dzięki… Czemu
wczoraj nie dzwoniłeś do mamy?
- No, ten
tego… Tygrysek najwyraźniej nie swój, coś chciał przemilczeć.
- Stało się
coś?
- Wczoraj
jakieś dziecko złamało obie nogi i drugie rękę, ale to na lodowisku.
- Matko jedenasta!
Jesteś cały?
- No, ale
to chłopak ze starszej grupy. Muszę kończyć, bo zaraz się ubieramy i jedziemy
na narty.
Ulżyło nam.
Kolejnego dnia matka pyta;
- Kto tam
tak buczy?
- To
siedmiolatek z innej sali, się nie przystosował, tęskni za mamą.
- To może
przyjedziemy z tatą po ciebie?
- Matka!
Coś ty! Ja chciałbym, żebyś przedłużyła mi obóz jeszcze o dwa tygodnie. Ale nie
zapomnij mnie odebrać jutro z dworca, bo niestety wracamy.
Po powrocie
Tygrysek nie mógł usiedzieć spokojnie, wiercił się na wypoczynku, jakby chciał dziurę
w nim wywiercić, nie wiedział co zrobić z energią, więc matka wysłała go do
kopalni na cały dzień.
- Jak było?
- pytam kłębiące się paski na monitorze.
- Fajnie.
- Dobrze
się bawiłeś?
- No.
- Masz
nowych kolegów?
- No.
- A co
najbardziej Ci się podobało na obozie narciarskim?
- Nie
pamiętam.
Cóż, w
dzisiejszych czasach skleroza dotyka już najmłodszych.
Dmuchnęło
ciepłym powietrzem, chlipiąca trawa na ścieżce a tam gdzie w białym tunelu
skrywały się róże puch spłynął strużką, wyprężone gałązki przygina wiatr, zacina
mżawką. Brrr… nie chce się wychodzić. Przymykam okno i marnuję czas na
koreańskie dramy.
"Queen
of ambition” wciągający, sztafeta, posiłek i kolejnych kilka odcinków, kropelki
do oczu i dalej oglądamy…
Krótko mówiąc dziecko szczęścia. Akurat przyszła wiosna i pozamiatane. Fajnie, że mu się tak udało:))
OdpowiedzUsuń