Translate

sobota, 31 października 2015

Bio...?



Uwielbiam kasze. Najbardziej lubię gryczaną, ta służy mojemu zdrowiu, nie mam uczulenia na nią i na inne także, ale nie jadam pszenicy, paszy dla zwierząt też. Szlag mnie chciał trafić, kiedy w Bio produkcie -kaszy gryczanej, znalazłam takie oto ‘śladowe’ ilości:



Pytam, co to jest?
Czyżbym trafiła na zmiotki magazynowe?
Ktoś ze mnie mocno zakpił!

 Jak na śladowe ilości w kaszy gryczanej, to sporo tego czegoś!...?

Te dwa opakowania nie wyglądają podejrzanie.



Nie śpieszcie się przy zakupach, oglądajcie, co wciskają w sklepie i nie dajcie się zwariować, zwracajcie uwagę sprzedającym, jeśli coś jest nie tak, niech natychmiast usuną to badziewie z półek, nie każdy ma czas szukać dziury w całym. Takich produktów niewolno sprzedawać! 
To są nasze pieniądze i nasz czas!
Współczuję osobom uczulonym i tym, które wiedzą, co to celiakia i śladowe ilości glutenu, ciężko im w codziennych zabiegach o dobre samopoczucie i zdrowie.

Żeby się uspokoić spróbuję pooddychać w rytmie oddechu takiej muzyki. 


Obyśmy doczekali pogodnej starości w zdrowiu i radości! 



poniedziałek, 26 października 2015

zakładam słuchawki

…to flamenco­? - Jezus? … Piękne! 
Proste, powtarzalne, dzieło sztuki muzycznej, fuzja zmysłów. 
Niesamowity Estás i Reka, dwie wspaniałe dusze i chemia między nimi, hipnoza tańcem. Współpraca artystów zalewa serce uczuciem ciepła w dżdżysty dzień. 
  

piątek, 23 października 2015

komoda

W pustym pokoju stoi komoda, myślałam, że będzie w niej przechowywała skarby; klocki, kredki…, lubiła rysować, po ścianie też, nie złośliwie, tak zwyczajnie, jak robią to dzieci, żeby sprawdzić czy ta wielka biała powierzchnia kolory przyjmuje, niestety kropki i kreski pochłonął remont, biel pokryła nieliczne pamiątki, tylko komoda została, namalowałam na niej owoce i kwiaty dla buzi o szerokim uśmiechu, dźwięcznym, kiedy jeszcze była z nami, teraz już bezgłośny rozmywa się, blaknie i przy byle szeleście znika, czas zaciera wspomnienia, widzę, gdy ścieram kurz z porzuconego mebelka, roześmiana niknie, każdej jesieni coraz szybciej rozpływa się w powietrzu pochłaniana przez gęstniejącą mgłą, jakiś czas temu odpłynęła z Przyjacielem ze szpitalnego łóżeczka, czuję rozdzierający ból, łzy połykam, żeby nie było potopu…, czasem na moment błyśnie taka Doskonała, w kropli deszczu zawiśnie tęczą brylując w promieniu przepuszczonym przez liście, w dziwnym kształcie obłoków, w pajęczynie utknie złotym skraweczkiem czegoś…, żeby na dłużej, nie…, ulotne to takie…, śpieszy się…, musi tam być szczęśliwa…     





   

piątek, 16 października 2015

Jesień

wielobarwna, soczysta w kroplach deszczu, chłodno pokazuje iluzje, nie zmierza do końca, przygotowuje się do nowego, to czas na spokój i dumę z mądrości odczuwania tętna życia, chłodu, ciepła, radości i podniecenia tym, co się właśnie wydarza, więc mimo wieku, wyzwala u mnie jak u nastolatki pozytywne emocje niekończącej się ciekawości.  

W ciele utrzymuję porządek na bieżąco, nie używam chemii, kremów, sztucznych tapet, krochmalu, szamponów, past świecących po zmroku ani podobnych specyfików. Jak to możliwe, że się jeszcze nie rozpadłam? Ano, jest jak jest, co się ma pomarszczyć się samo pomarszczy, bez starań z mojej strony. Pasty używam indyjskiej bez fluoru, wybielam zęby olejem kokosowym, mleko kokosowe świetnie usuwa moje zmarszczki, kozieradka jest jak szampon, przywykłam do jej zapachu, mydło naturalne, dopasowałam i go nie nadużywam, by nie zmywać nim filtru z witaminą D.  
Remont jesienny chaty zrobiony już dawno, Papcio w starej kapitańskiej koszuli łaził po dachu, szukał dziury w całym, znalazł przy kominie, gdzie materia pracuje najintensywniej, uszczelnił dekarską taśmą, zajrzał do komina, trochę powalczył z sadzą a w wentylacyjnym pogmerał, bo wiosną pszczoły leśne usiłowały w nim zamieszkać. Zrzucił starą antenę, która już do niczego się nie przyda, pozwijał węże ogrodowe, przygotował drewno na opał, przy okiennych zamkach majstrował i coś mamrotał, że kiedyś, jak zaleje nas gotówka, przy generalnym trzeba wymienić całość. W naszej sypialni zmieniam tylko pościel i siatkę w oknie, żeby nietoperze i owady nas nie odwiedzały, zamek potrzebny jest tylko, kiedy wieje silny wiatr, bo okno praktycznie jest otwarte przez całą dobę i przez cały rok, ciepło nie ucieka, bo nie ma tam grzejników, uwielbiam spać w chłodzie i nawet gdy jest -100 C, okna nie zamykam, trzeba tylko szybko wejść pod kołdrę a rano gimnastyka i wiać nim zamarzniemy, nie sypiam jeszcze w czapce, ale zrobię bawełnianą i zobaczę czy będzie przyjemniej, bo szron dokoła paszczy mnie wkurza, gdy trafi na uszko.
Czekam na babie lato, chcę jeszcze chwilkę nacieszyć się ciepłem. Grzybów nie lubię i ich nie zbieram, choć w młodości ochoczo za nimi się uganiałam, cóż wiek robi swoje, teraz raczej za narybkiem się rozglądam, gdy pada deszcz koreańskie dramy dostarczają mi świeżej uciechy.





Drama Secret Garden
opowiada historię
aroganckiego ekscentryka z wizerunkiem pozornej perfekcji
i
ubogiej, pokornej dziewczyny, której piękne ciało staje się przedmiotem zazdrości.
 Przypadkowe spotkanie, pełne napięcia momenty, rosnące przeszkody, komplikuje dziwna zamiana ciał.
            

wtorek, 13 października 2015

lanie wody

Woda jest produktem dostarczanym bezpośrednio do naszych domów, co zawiera to wiedzą tylko jej dostawcy/producenci. Jak każdy produkt, woda musi mieć taki termin przydatności, żeby się nie popsuła nim ją kupimy, stad konserwanty; chlor, uzdatnia-cze, polepszacze, dodatki zapachowe i inne, zabójcze dla naszego organizmu. Potem to już nasza sprawa jak ją zmarnujemy. Podwyżki będą i im częściej będziemy mieli sraczkę, tym więcej wody wypłynie z kranu do ścieków a za to dodatkowo trzeba zapłać. Nie łudźmy się. Deficyt jest, podwyżki będą. „Srało się do zupki?”- powiedziała łysemu papuga, której pióra na głowie wypadły od gorącej zupy, bo właściciel jej łeb zanurzył, gdyż nieustannie do potrawy mu kakała.
Narośl wokół dostarczanej wody pęcznieje; a to sitka, filtry, krążki rozmaite, do wewnątrz, na zewnątrz, kombinacji jest wiele, wybór nieograniczony – kup!  Kupiłam 1,5 litrowy, szklany dzbanek do herbaty, że nie pijam herbatek wonnych i bezwonnych, od dłuższego czasu wlewam do dzbanka kranówkę, żeby się odstała nim jej użyję do gotowania, niech odparują trutki lotne. Na dnie mojego dzbanka, póki co nic się nie gromadzi, żaden szlam, żaden osad. Ale nie wszyscy tak dobrze mają. Niektórzy Krajanie mają tak mętną wodę w kranie, że nie widzą nadziei na poprawę.
Prowadzi się nieustanne poszukiwania cennych ciągów, kabli, wszędzie rozbudowy i przebudowy, przez cały rok przetargowe wykopki. „Hydraulicy” penetrują rury, bo jak nie zatkane, to przerdzewiałe, przeterminowane, przez pomyłkę itd., do rurociągu wnikają drobnoustroje i w naszych bojlerach w idealnej temperaturze bezpieczno-oszczędnościowej 30-40 0 C, namnażają się i wnikają do naszych organizmów niczym nasienie z prącia, żeby zagnieździć choróbsko. Dlatego od czasu do czasu musimy podkręcać termostaty, podnosić temperaturę w bojlerze do 700 C w celach antykoncepcji, bo wtedy mamy gwarancję, że nie namnożą się bakterie i nie pojawi się niechciana infekcja. To oczywiście kosztuje, ale zatroskana Energa zaprosi nas w celu zakupu paneli słonecznych i mamy kolejny ból głowy, nie od bakteryjny, ale nadal finansowy.
Ilekroć nowi przechodzą obok studni na wsiowej drodze, muszą do niej napluć, wrzucić coś zbędnego, zamieszać kijem, przecież to jeszcze nie produkt, więc niczyje, do rowu melioracyjnego można wrzucić stary akumulator, oponę i każde inne badziewie, po mokradłach pojeździć kładem, tak aż okolica nie ma czym oddychać - ależ, czemu nie? Nad jeziorem, stawem, rzeką wyprawia się cuda! Taki stosunek do wody i generalnie do Natury mają ludziska bez wyobraźni. 

Lanie wody jest nadzwyczaj popularne, aż woda stanie się produktem PO-wydalniczym i już nikt nie będzie miał wątpliwości, że była bezcenną. 

niedziela, 4 października 2015

Nie na wszystkich wieszam psy!

Ze świecą szukać prawdziwego lekarza!
W mojej telefonii kablowej, siedzi bezmyślny ‘przemyśl’, cała farma przemysłowa, oczekująca ode mnie posłuchu i to dla mnie nie jest niespodzianką, ciągle mnie zapraszają na jakieś prezentacje, degustacje, badania a ostatnio diagnozy (wyjątkowo wyrafinowane)- grożą, że jak się nie poddam to zaszkodzę sobie jako sknera oszczędzająca na zdrowiu, więc gdy pluje ze słuchawki dydaktyką, imputując, że mam do odebrania w aptece pojemniki, nie na mocz i grube, tylko próżniowe, chyba na organy, żebym chałupniczo wypatroszyła i oddała po dobroci, ale wcześniej powinnam wysłuchać półgodzinnej pogadanki- jakbym skora była do szastania swoim czasem, ja taka łaskawa ani łatwa nie jestem, podziękowałam i ryp słuchawką, nawet specjalnie się nie zirytowałam tym natrętnym oczekiwaniem posłuchu z mojej strony, ochoty wydzierać wolnej chwili na takie pierdoły nie mam i pieniędzy na przejazd do konkretnej apteki, w której szarlatani dybią na moją emeryturę.    
Przyznaję, chyba sprowokowałam to prześladownictwo, przekopując pytel-kabel, w zamierzchłych czasach, teraz mogą mnie bez ochrony danych dręczyć liniowo.
Onegdaj z wrośniętymi w monitor gałami, siedziałam przed komputerem szukając, przyczyny cierpienia, co nie było łatwe, bo wiedza tajemna była ściśle zarezerwowana dla zarejestrowanych wybrańców fortuny, jak mi się zdawało, ba nawet jestem tego pewna, wcześniej u specjalistów szukałam ratunku, diagnoza była do luftu, uśmierzającym tuszowaniem i truciem skutkowała, stan się pogarszał, ból narastał, udałam się do kręgarza, ten ulżył cierpieniom, dał lek nieszkodzący i zastosował blokadę jak u sportowców. Warto było! Na konowałach postawiłam krzyżyk, bo nie ten jedyny raz zawiedli, wcześniej zgrzeszyli zaniedbaniem i pychą pastwili się nad maleństwem a i potem nie poprawili swojego wizerunku, potępieniem piekielnym w skutkach. Rzuciłam klątwę- miałam powody, ale dzięki…, nic nie wraca, błoto pozostało na swoim miejscu i widać skutecznie przylgnęło i przekleństwo trzyma się wybranych. Życzyłam konowałom bezrobocia i to się obecnie dzieje, widzę jak  oszołomieni eterem, przytruci chlorkiem, rozpuszczają kasę sprywatyzowanego mienia naszych szpitali, nic nie potrafią wyleczyć bez aspiryny kurczowo trzymając się chorej procedury, ludziska się leczą same, po co za pośrednikiem, skoro śmiertelni i tak zapłacimy podatki i zemrzemy. Co ze mną będzie, jak zaczną płonąć stosy?
Czemu do tego wracam? Ano, przypomniałam sobie krzywdy, oglądając dramę koreańską, tym razem szpitalna ona była, brrrr! Wzdragałam się, ale przebrnęłam, kąt patrzenia na nią obierając jedynie miłośnie intrygujący. Ponieważ nie jestem ani poważną, ani uważną osobą z wiedzy, jaką wyniosłam ze szpitalnej dramy, to jedynie to, że Azjaci w sporym % mają uczulenie na grykę, wiec biznesu na niej nie zrobię emigrując zarobkowo, poza tym bryndza dla ubogich a rak to norma i mają samże taki NFZ w każdym razie w skutkach podobny, no i chlają wódkę na akord i do nieprzytomności a potem śpią nie mówiąc, dokąd ma powozić taxi, lub wojaże na plecach partnera urządzają i do łóżka, czyjegokolwiek, chyba, że wcześniej rzygną na mieście.   


Tyle bolączek. Skoro leje i wieje, sadowię się wygodnie na kanapie oglądać kolejną dramę :).

(Zapewne wiecie, że odebranie telefonu zaczynającego się np. na 9…, może się skończyć przekierowaniem na Meksyk, Bahamy, czy inne i potem płać człowieku – że tez tacy są bandyci niemyci.)