Translate

środa, 31 sierpnia 2016

sporysz

Dawniej, kiedy jeszcze chodziłam po lekarzach, często padało konowalskie zapytanie- co pani jest?  Nie będę tego rozpatrywać w oczywistych kategoriach, powiem krótko, wzięłam własne zdrowie we własne ręce, bo, po co mi je mają rujnować, zatruwać i babrać przypadkowi popaprańcy od penetrowania kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy. Pozostawiam konowałów z pustymi rękoma, niech zdechną z głodu bez moich pieniążków, wydam je na podróż do ciepłego kraju, oczywista, jak się uzbiera pełen trzos, zabrzęczą i zapragną do Italii się wypuścić.  Jak się troszczyć o własne zdrowie? 
- Od dłuższego czasu poszukuję zdrowego rozsądku w kuchni mojej. Co prześledzić możecie Tu.

Dzisiaj będzie o sporyszu na bogato.
Ciemnofioletowe twory na dojrzewających łanach żyta, to kłosy zarażone pasożytującym grzybem, trującym i halucynogennym -buławinką czerwoną sporyszem, którego domieszki w ziarnie przeznaczonym do wypieku chleba prowadziły do zatruć.
Zespół objawów, zwany chorobą świętego Antoniego to: bóle brzucha i objawy neurologiczne, mrowienie i zaburzenia czucia, halucynacje, utrata przytomności, drgawki w dalszym stadium lokalna martwica tkanek, często zatrucia śmiertelne. Duże i małe dawki buławinki były dawno znane, w niektórych miejscowościach w pewnych okresach żadna ciężarna kobieta nie mogła donosić płodu, ciąże kończyły się poronieniem.
Sporysz czarodziejsko - miał wróżyć pomyślne plony i tradycja znajdowania matki zboża”- wielkiego, podwójnego żytniego kłosa, łączyła poszukiwanie kłosów zarażonych buławinką, znalezione wyjątkowe okazy zbożowych kłosów razem z kłosami z zarodnikami pleciono w bukiet i wieszano u powały a w porze siewu te właśnie nasiona wysiewano, jako pierwsze. „Zbożowa matka” miała korzystnie wpływać na obfitość wszelkich zbiorów, tak więc sporysz zachował się do dziś i występuje dość powszechnie a wykorzystuje się go do produkcji LSD, jako narkotyk, i takie tam…

Obecnie, w Polsce, ustawowo dopuszczalna domieszka sporyszu w mące wynosi 0,05-0,1%.  Czy aby objawy zachowania i samopoczucia dzisiejszej populacji nie wskazują na normy zaniżone, co gorsza nieprzestrzegane i bagatelizowane przez tzw. sanepid?  



Na obrazie niderlandzkiego malarza Pietera Bruegla 1568 r. Chłopskie wesele - Obraz niewyidealizowany, zwyczajni, pospolici ludzie z przywarami podczas jedzenia, uczestnicy trzymają łyżki w ustach, dzierżą kufle z piwem, wpatrzeni w talerz z jedzeniem, bez oznak szczególnej uciechy. W stodole, na ścianie snopki zboża i grabie po żniwach. Przy stole w koronie panna młoda, ależ ona urodziwa, parobkowie niosą na drzwiach talerze z zupą, wówczas podstawą diety był chleb, owsianka i zupa. Goście na weselu w trakcie jedzenia, poważni, śmiech nie gości na twarzach, dwóch odmiennie odzianych, zakapturzony i szlachetnie z kryzką z koroneczki a przy pasie oręż, prowadzą zatroskaną, pokątną konwersację a w drzwiach tłoczno, tam reszta zadowolić się musi tylko oglądaniem wesela. Kapelusze chłopów, białe czepki kobiet na tle żółto ziemistej stodoły, wędrowni pomocnicy przy zbiorach, za miskę zupy i kawałek chleba zawsze z własną drewnianą łyżką zatkniętą w czapkę najemnika, będą jeść a jedzenie będzie uroczyste, jak ten żytni bochen chleba leżący na stole.

Dziecko zachwyciła potrawa, liże pusty talerz, ma czerwoną czapkę z piórem pawim. Dzieci przedstawione jak miniatury dorosłych, ubrane jak oni, jedyna różnica to wysokość, nie istniała taka kategoria osób, zachód nie odkrył jeszcze świata dziecka.
Przed panną młodą jakieś mięsiwo, ale dieta ówczesna to głównie zboża i miała ona swoje konsekwencje 

- na obrazie postać chłopa odchylonego do tyłu, okiem skierowanym na snopek zawieszony na ścianie, plama na twarzy, która jest objawem choroby po zatruciu sporyszem, co było częste w średniowieczu, problemem była niezrównoważona dieta, lub spożycie żywności w złym stanie, spowodowane głównie przez sporysz w zanieczyszczonym zbożu


W owych czasach zboża były wysokie, w nawałnicach pokładały się, co było wysoce niepożądane, ręcznie zbierane i jakoś tam unikały modyfikacji, zresztą jeszcze nie było śmiałków zdolnych do popełnienia takiej zbrodni a to i z przyczyny braku tupetu, tudzież umiejętności, przyzwolenia, wsparcia i możliwości, jakie dają dzisiejsze czasy.    

                                         Obrazy w:




piątek, 19 sierpnia 2016

deszcz

Niewiele nacieszyłam się ogrodem, najpierw trzeba było go intensywnie podlewać, teraz zalewa go deszcz, cieszą się tylko dyniowate, reszta chyba niezadowolona a z resztą ja, siedzę w domu, oglądam dramy, gotuję, jem, próbuję, smakuję i wymyślam nowe pyszności, tak schudnąć raczej ciężko, pokazała mi to waga, omal zawału dostałam, ale nie jest źle, to ustrojstwo ma jakieś fanaberie, pokazuje poprzednią nadwagę a przecież ja doskonale pamiętam, że było za dużo, widzę, że ciuchy na mnie wiszą, nic nie opina, ważę się jeszcze raz i wnerwienie opada a deszcz jak padał tak pada.  










Wszystkiemu winne prognozy pogody, ale nie ma co przeklinać. 





"High School Król Savvy" tu też była piosenka deszczowa, całkiem dobrze się bawiłam, z napisami były jakieś opóźnienia w 17, ostatnim odcinku. 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Ach ci faceci!

Zimno, leje, wieje, to zrobię tu ocieplenie.
1. Na początek;


2. I będzie o miłości!!!



3. Mannarino,
dobry głos! No co? Słucham tego, co mi się podoba, potrzebujemy trochę bardziej pozytywnych momentów, piękna, on daje adrenalinę daje wszystko od pierwszego tonu. 


4. Od zapoznania takiego faceta, krew może zapłonąć.


5.  Coś w tych facetach jest!


- miłość,
 czułość… 
popij kawą…   
- ??? ;)) z: 

Śpiewa dla mnie;

"Madame
Już ja cię dobrze znam
I wiem co kryje się pod słodką minką
W pani się czai wamp..."


 
muz. John Kander, sł. polskie: D. Rogalski

wtorek, 9 sierpnia 2016

porażki tego lata

Rajd rowerowy, kolumna samochodów, zakorkowany szlak i tu przyszło mi na myśl powiedzonko ”zły człowiek to zły gospodarz”, zły nie zły, chodzi o czas, którego wszyscy mamy coraz mniej, ktoś nie dopatrzył i w Internecie nie aktualizowano strony, odnośnie lokalnego wybryku, bo kto organizuje rajd rowerowy na drogach dojazdowych do najchętniej odwiedzanej miejscowości nadmorskiej i to w dniu zmiany turnusu? Sygnały były w postaci montowanej mety w okolicy kościoła i zamku, tam też nie pojechaliśmy. W rejonie podobno są ścieżki rowerowe, ale może nie mają ciągłości połączeń i na rajd rodzinny się nie nadają. Ja z powodu ataków psiej sfory, która napada na mnie jakbym była jedynym gnatem do obgryzania, trzymam się z daleka od roweru, już mam fobie na ten temat, zatem nie wiem jak się mają okoliczne trasy rowerowe. Telewizor wyrzuciłam, radia nie słucham, gazet nie czytam, trafia do mnie jedynie real i ten nakazał sprawdzić, jaką trasą udać się na plażę celem obłowienia się w promienie słońca na długie zimowe miesiące.   
Brnęliśmy żółwim tempem prostą, acz oboczną drogą w kierunku morza. Papcio omijał slalomem chaos napotkany i chcąc bezpiecznie na rozmytym ulewą skrzyżowaniu z zatłoczenia wybrnąć, nagle usłyszał, od tyłem przykucniętego, pomarańczowo ubarwionego faceta;
- A po co ja tu stoję?!    
- Nie wiem! - Zdecydowanym tonem odrzekł Papcio. W wentylowanym dwoma oknami aucie zrobiła się cisza. Mundurowy kontra stanowczy Papcio - to groziło rozlewem krwi. Mundur był wprawdzie jakiś porządkowy, straży czy coś w tym stylu, ale mundur. Papcio z zimną krwią i uśmieszkiem na twarzy czekał na rozwój sytuacji, ale peleton kolarzy śmignął w górę żwirowiskiem, ręka mundurowego kręcioła dostała, pogoniła nas tam gdzie zaplanowaliśmy. Co jakiś czas pojawiali się na szlaku ludzie w pomarańczowych kamizelkach kierując nas chaotycznymi gestami na prawo w krzaki, na chodnik, do ściany, do płotu, po to żeby kilku rowerzystów mogło przelotem pooddychać w narastających wyziewach spalin licznie spacerkiem przemieszczających się samochodów. Smartfony, jak wczorajszego dnia, pokazywały nam, tylko i jedynie zakaz poruszania się na trasie od kościoła po zamek, na naszym szlaku brak zakazu, za to w komentarzach były liczne pytania, cierpkie uwagi itp.
Na drodze robiło się coraz tłoczniej i na szczycie, gdzie szosa krzyżowała się z naszą drogą nastała obstrukcja denna, kicha zatkana 500 m.     
Ciśnienie wszyscy mieli w zakorkowaniu, ten i ów wysiadłszy ustawiał się na zawietrznej, by dać upust zastojowi, dzieci i pieski wyskakiwały i na pobocze w krzaki, też za potrzebą była w kukurydzy pańcia z malusim pieskiem, gdy kolumna ruszyła wyskoczyli na ściernisko pobocza, pies pocwałował na najdłuższej smyczy jaką handel oferował i szczęście, że wyczuł aromat spalin właściwego auta a nie szukał go po przeciwnej stronie drogi, bo gdyby wtargnął pod koła kierowcom, zapatrzonym martwym okiem w daleki horyzont, gdzie porządkowy przetykał korek lizakiem, byłaby psia marmolada. 

 
Kocham rajdy niedorajdy! W ogóle wszelkie zorganizowane niedorajdy, wprowadzające zamęt tam, gdzie powinno wszystko iść jak po maśle, gładko i sprawnie. Ja rozumiem sezon zarobkowy tutaj trwa, tylko 2 miesiące, zarobić musi każdy znajomy królika, trzeba się spieszyć, by tanio udostępnić drogocenną rozrywkę frajerom, ale niechże coś mają oprócz wydrenowanych kieszeni, zagrożeń, kiepskiego jedzenia, stresu i frustracji. Nie można liczyć tylko na to, że słońce, piasek i woda ich zadowoli, bo te czasem też mają urlop.  
Opisany w poprzednim wpisie spływ też mógłby wykazać więcej staranności, jakieś mikre, prymitywne bazy na starcie i mecie, zabezpieczające chętnych przed deszczem, ławka skoro trzeba czekać na ogarnięcie się organizatorów, przecież już od kilku lat płowieje na płotach zachęta na przejażdżkę i na wodzie wielkiego luzu nie ma.   

Ja nie jestem jakoś specjalnie wymagająca, nie oczekuję złotych poręczy, szampana, ani pacek na komary, ale mniej smrodu i śmiecia wyłażącego na niczyim (- GMINNYM?) terenie, nim wykaraskam się z drogocennego, błotnistego parkingu do wymarzonego celu. 
                Amen!