Translate

wtorek, 7 lutego 2017

koronkowa akcja

Z reguły nie czytam kryminałów i nie kocham filmów napadacko-bandyckich.  „Flet z mandragory” Waldemara Łysiaka przeczytałam w całości, delektując się nim kawałek po kawałku przez całe trzy tygodnie. Zdecydowanie kocham grube, mądre książki, wymagające ode mnie czegoś więcej niż tylko zabicia czasu.
Od filmów nie jestem uzależniona, raczej podglądam nie zatapiając się w ruchomych obrazkach.
Pogoda nijaka, zimno i wieje, siedzimy w domu, oglądamy dramy.
Ostrzegałam już, że dramy wciągają? Ostrzegałam, wciągają nie powiem, mnie nie pochłaniają bez reszty, te sensacyjne, typu zabili go i uciekł raczej mnie nie interesują, ale ostatnio:
   
  
Węgry, Japonia, Korea i dzika akcja, tortury dla wyłuskania sprawności oraz wytrzymałości z ciacha, tortur akurat nie lubię śledzić, ciacho owszem podglądam, ale zatopiona w dzierganiu serwet, nie licząc oczek, samo leci jak malowanie kwiecistej łąki, koronka unikatowa rośnie w oczach, podobną wiekową przez mgłę pamiętam, zakrywała połowę pianina i w tym kierunku się posuwałam, ale w ferworze, naprostowując brzegi coś się wymknęło, podobnie jak w dramie i robota poszła w kierunku bluzeczki, teraz trzeba zrobić plecki, najlepiej ściegiem prostym, niewymagającym myślenia; trzy słupki i oczko łańcuszka w szachownicę, taka siateczka. Pożyczyłam prostokąt z beżowej robótki, niedokończonej, przyfastrygowałam, pasuje, polecę z białego motka, będzie arcydzieło:)) No siu! 


Płynie beztrosko z nurtem dramy, cieszę się skokami pionków na ekranie i przyrostem kordonkowej siatki, myśli błądzą gdzieś w rejony- jak my to globalnie tracimy energię i czas na nie wiedzieć jakie rzeczy i obce idee.  
Na ekranie usiłują zabić bohatera, nawet chyba napalmem podpiec - tego ognia użyłabym na urzędasów, wytępić to tałatajstwo utrudniające mi życie.

Oglądam Ciacho, prawie wypatroszone, sam się zszywa, kuruje, ucieka i walczy taki sfastrygowany z mającym go unicestwić batalionem komandosów, oj nie mają łatwo, dopadają go, torturują, znów grają mięśnie, leje się farba, skok na linie, bomba, ucieczka, kurde ale Koreańczycy namieszali, chwilami staję z robótką, no przecież pojawia się trójkąt miłosny, w trakcie jakiejś strzelaniny powiesiłam pranie. 
Wracam do dziergania - centrala zgłoś się a ta napuszona milczy, posuwa pionki na swojej szachownicy zachcianek, mrzonek i oczekiwań, skłonna w każdej chwili, w ciemnych okularach, łapka w łapkę w ukłonach wypiąć się na podwładnych, same bzdety.
Moja robótka posuwa się do przodu, oglądam dramę nie czytając napisów, wiem o co tu biega, koreański znam na tyle, że wiem kiedy facet mówi chadzia  to ona na wysokich obcasach, truchcikiem pobiegnie za nim w ustronne miejsce a reszta na wyczucie (intonacja) i sruuu, leci odcinek za odcinkiem. 
Pionki świadomie lub mniej wystawiają się do odstrzału, gra trwa, szuszanki telefoniczne, pisk opon, nawrotka na szosie, auto gna tyłem do przodu.
- Kto wróg, kto po naszej?
- Cicho, oglądaj!
Wariatkowo, muzyka bębnami podkręca atmosferę, pif paf, lecą iskry, komputery, łamane hasła, arogancki ton dowodzących i tu i tam energia idzie w gwizdek a ja mam gotowy tył bluzeczki, tylko pozszywać.

Kilka minut w kuchni, puk! pukam do lodówki, odpowiednie półprodukty na blat, cały czas na podsłuchu, oj dzieje się, symfonia nadaje rytm biciu serca, kastaniety gonią, uciekają, strzelanka i sakralna muzyczka, jejku! 
- Coś się pali! - tyłek z kanapy, to tylko wykipiało na kuchenkę.
No! Zabili go! On, ona leżą, sapanie, chlust, ocknął się, kamizelka, tak, to go uratowało. Żyje! - przecież to dopiero połowa dramy. A ta trzecia samiczka, normalnie trójkątem wali. Łomotanie w bębny, rozkazy, wyczekiwanie, szansa, nadzieje, jest broń, nie wykryli jej, będą kłopoty, tak czuję. Pora na męki - zdejmuj tą kamizelkę, resztę też możesz, zlustruję taniec mięśni. No nieee! Ona celuje w niego, co za zmiana akcji, jak tym babom się odmienia! Romans gasi Gbur dowodzący, rusz się, mam cię pod lupą, kominiarki, bębny dają po uszach, szczęk broni, dym, dużo dymu, do okupowanego  budynku wdziera się wroga organizacja, ja już tego nie ogarniam.
- Obiad!

- Nie teraz, zaraz wyleci w powietrze!

Nikt nic nie wie, błyski, napięcie. Sakralne pienia zapowiadają podstęp i zdradę, lusterko, cęgi i cięcie, stop!

- Zjedzmy coś, bo padnę.

Smętny obraz snuje się, spokojnie sunie, myję gary, chlupot, znów podniesione głosy, orkiestra symfoniczna oznajmia, że organizacja prawie rozbita, ale co tam, jeden moment i wszystko się zmienia. Koreańczycy postawili na akcję, ma być szybka i jest.

Irys- lubię te kwiaty, kiedyś je wydziergam, teraz więcej niż dziergam, widzę że świat goni za czerwonym guzikiem.


- Ponuraku! No, naciśnij wreszcie ten czerwony guzik i daj szansę nowym żyjątkom wygenerowanym z chaosu nuklearnego.

Film polecam, flet z mandragory też, na koniec link  dla zainteresowanych koronką irlandzką  (warto się tam zalogować)