Podsumowanie wypadu na plażę.
Odczuwać mogłam: niesmak, gdy sandały moje chlejące bagno na
mocno płatnym parkingu zmieniły kolor, w powietrzu skwarkowy smród niedojadków
i niedopitków dni poprzednich, podobnie cuchnący wyziew z jam niezagospodarowanych
i wylatający z za reklam i mocy przereklamowanych i mocno nie na czasie atrakcji, piekielny skwar oddolnie i skwar z nieba
lejący się na mnie i współtowarzyszących i pot ze strachu, bo mogłam być
rozjechana przez pośpiech jakowyś do „miejscówki” plażowej a być może tylko
zachlapana z kałuży błotem przydrożnym, zatem obserwowałam, co się w okół mnie
dzieje i zaobserwowałam zmiany poczynione w panoramicznej kolorystyce ciuchów,
gadżetów, dmuchanych stworów, parawanów i mniej lub bardziej potrzebnych
instrumentów do grzebania w piasku, bicia piany i drenowania portfeli a chodnik
na starcie, przy wejściu nie powiem, ekstra
a na samą plażę to już dla nieuważnych dupo-zjazd
a może slip dla łodzi rybackich, sądząc
po transparentnym powitaniu, plaża musi niczego sobie, była godzina dość młoda
nie myślałam debetowo, beztrosko odpuściłam 100% bezpieczną wygraną i bez
pardonów, gdzie popadnie i bezmyślnie stawiałam stopy obute w upaprane sandały,
bo nikt się nie obrażał niechcący podeptany, taki był luz, następnie to już
była bryza morska, do której nastawiłam się dotrzeć i przy niej spacerowo
pozostać i była chlapiąca cudownie całkiem czystą wodą a w dalszej dalszośći obserwowałam, co się dało; samo-zachwyt
gwiezdny, pogardę gardy, świetne i świetnie biegające majtki, wiatropędny ślizg
i swój klasyczny cień na dziewiczym piasku, że wypadł grubo grubiej niż ja w
całej swojej okazałości z dodatkiem nakrycia głowy, wykasowałam, wystawiam kapelusz
na podziw, oglądajcie do woli a mój mix abarotno
był w odwrotnej kolejności, jedynie porcja obowiązkowo testowanego turbota z frytkami wydrenowała nas ze
szczętem, ale za to skwar zelżał, bo na burzę się zebrało, gdzieś już grzmiało
to chłodnym nas wywiało i w drodze powrotnej podziwiać mogliśmy w mijanym
sadzie dojrzewające czereśnie.
Nie mam już telewizora, ale zdaje się, że nadal aktualności są te same.
A ta laska w białym bikini, grająca z morzem w golfa, to ty? :))
OdpowiedzUsuńBardzo obrazowy opis obyczajów plażowych. Cieszę się, że mnie tam nie ma. Zresztą mam alergię na słońce, jak wampir, ale po zachodzie to bym nawet i pobrodziła w piasku... Ale to chyba znowu w październiku, ewentualnie:)
Heleno! Dzięki, że wpadłaś. Po sezonie, zwłaszcza w wietrzną pogodę plaża jest cudowna a pusta ma wdzięk. Choć lubię słońce, nigdy się nie opalam.
OdpowiedzUsuńGwiazda nie grała w golfa, się filmowała, gdybym to ja, to z nudystami bezwstydnie, ale w moim wieku, niestety słońce zostawia nieopalone okulary, takie zwisające pod;))