Translate

wtorek, 11 sierpnia 2015

Maciek

Pocięła schab na równe plastry, odcięła z brzegów farfocle i strzępy a ułożywszy na kraju deski stertę obrobionego mięsa, zaprosiła na poczęstunek kota, który od chwili otwarcia lodówki mrucząc głośno krążył, robił ósemki pomiędzy jej nogami, prężył się i wyciągał jak guma, hipnotycznie wpatrując się w każdy najmniejszy gest. Wrzuciła skrawki wprost do głodnej kociej paszczy, która wnet się oblizała oczekując jeszcze, ogon naprężony, pomruki i miauczenie dawały temu wyraz.
-Maciek! Aleś ty niecierpliwy i ciągle nienasycony.    
Świeży kęs mięsa zawsze rozbudzał w kocie perystaltykę aktywności, łasił się do jej nóg jak oszalały, wreszcie wskoczył na taboret, wyciągnął szyję, zaciągnął się zapachem leżącej na desce obfitości i już miał łapę wyłożyć na blat stołu, ale machnięciem ścierki zgasiła jego apetyt na jeszcze.  Obrażony zeskoczył na podłogę i z podwiniętym ogonem oddalił się - nikt mi łaski nie będzie robił.
Tłuczek do mięsa odbijał się od sprężystego mięsa, uderzane mlaskało, odgłosy i machnięcia raz po raz bitych kotletów raniły wrażliwe kocie uszka, kładł je po sobie zatapiając w puszystym futerku okrągłej główki, cierpiał najwyraźniej jakby osobiście odbierał ciosy, z nieskrywaną odrazą opuścił miejsce tortur, szorstkimi poduszkami łap szorował środkiem kuchni, na moment stanął na progu i jeszcze zamanifestował swoje niezadowolenie głośnym stąpnięciem na zielone linoleum w korytarzu, wszedł w światło odbijających się od gładkiej powierzchni promieni słońca i będąc już w prześwicie drzwi do pokoju dał jasno do zrozumienia mocnymi rozbłyskami światłocieni, że nie jest zainteresowany współpracą w kuchni.      
Przeliczała rozbite porcje mięsa;  Misiu, Rysiu i córusia, cztery, pięć, sześć, jeszcze raz; jeden, dwa, trzy… sześć. Przygotowała sól, pieprz, przyklękła pod kuchenką, sięgnęła do blaszanej szuflady, hałasując w niej poszukiwała odpowiednich naczyń. 
Jazgot, jaki czyniły puste garnki dotarł do uszu drzemiącego kota. Symfonia rozbrzmiewała w najlepsze, gary dudniły, przykrywki dzwoniły, wyszarpywana patelnia zgrzytem nie poddawała się, piszczącym lamentem jak flety w filharmonii protestowała, przekładane rondelki wystukiwały swoje rytmy to na podłogę, to na płytę kuchenną, stawy biodrowe pracowały głośno jak uderzenia w kotły, łokcie trzeszczały a palce niczym kastaniety klikały w dziwnym rytmie zapraszając do tańca. Wygrzany w słońcu futrzak uniósł się, ślizgiem zsunął z fotela, poszusował przez dywan, przylgnął do ściany, błyskawicznie niczym płynąca tapeta kryjąca kąt w korytarzu dotarł do drzwi kuchennych, przy futrynie na moment zamarł, ale wessało go do wnętrza kuchni, ostrożnie omijając Der Dirigent Symphonie Küche, płynnie za jej plecami pokonał pod stojącym dziecięcym krzesełkiem szczebelek po szczebelku i dalej na ugiętych łapach, płasko przy podłodze trzymając się prostej linii, ślizgiem przemknął wzdłuż kredensu, zawinął za nogę stolika całą puszystość futra i wpełzł niczym wąż pod zwisającą koronkę serwety skrywając tam całą szarość, wraz z ciemnymi prążkami puszystego ogona. Stał się niewidoczny.
Dalej poszło jak z płatka. Jednym bezszelestnym susem wskoczył na taboret, kłem zaczepił o farfocel rozbitego mięsa i wraz z nim sfrunął pikując pod spódnicę zaskoczonej Hausfrau, szybkim cwałem między nogami na korytarz, ostro skręcił na schody i tyle go widzieli.     
- Dwa, cztery… pięć!  Maciek! Ty pieronie! Szelma, złodziej!  – Żaliła się krzykliwie, domyślając, gdzie różnica w rachunkach. 
Różnica miała się dobrze, przemieszczała się wraz z sytością z ciepłego okna na poddaszu, na chłodne schody, wreszcie na kredens, gdzie w spokoju drzemała do obiadu. Choć grzeszne uczynki były teraz pod baczniejszą kontrolą, to jednak nie gnano ścierką najedzonego, puszystego stwora, którego łapy sterczały wystawione poza gzyms a ogon swobodnie zwieszony trzymał straż nad talerzami zamkniętymi w górnej szafce kredensu. Maciek wiedział, że naruszenie kontrolowanej przestrzeni było sygnałem do uładzenia zmierzwionego futra i wylizania łap przed posiłkiem, byle niespiesznie, trzeba się jeszcze przywitać z ulubieńcem, który po robocie smakował tysiącem obcych zapachów z różnych domostw. Należy na smacznej brodzie, wyszczotkować i wygłaskać do lśniącego futro, mrucząc przy tym bezwstydnie głośnymi akordami, więc uczepiony pazurkami kołnierza wił się wokół szyi, oddając się pieszczotom, nawet cierpliwie gotów był znieść mycie rąk przed obiadowaniem. Szara eminencja od niechcenia zeskakiwał z karku najchętniej na kolana, gotów na dalsze przy stole pieszczoty i głaskania oraz uzupełnianie wytraconej energii strawionego przesytu.
- Katzenfutter nicht bekommen!  

Kot jedzenia nie dostanie!
Kot jedzenia nie dostanie!
Kot jedzenia nie dostanie!
Kot jedzenia nie dostanie!

Kot wysypiał się całymi dniami w pokoju na fotelu, na kuchennym kredensie, a czasem w bębnie pralki. „Frana” obejmowała go cichą krągłością, wyżymaczką chroniła od ciekawskich. Ostatnio miejsce to polubił szczególnie, na składane w pralce brudne rzeczy trzeba było kłaść kocią derkę, żeby kłaki kociej sierści nie prały się wraz z bielizną.  
-Jeszcze nigdy nie byłeś taki nienasycony! Grubniesz w oczach! Jesteś leniwy i coraz bardziej tłusty – mówiła Hausfrau.

W pralce na swojej derce -Maciek! … Okocił się? To był moment naszego wielkiego zaskoczenia.
Maciek… ma kocięta?

Zastanawialiśmy się, czy może te kocięta to podrzutki, ale nie. 
Maciek, choć był kotką, pozostał na zawsze Maćkiem. 



4 komentarze:

  1. No eeeej, tak się nie kończy!! To "ma" czy "ma?" ze znakiem zapytania?? A tak serio to zazdroszczę do skrętu kiszek. Ja miałam Bronka przez trzy dni i zaczynałam go już kochać. Niestety uczulenie H. okazało się bardziej niż spore... I teraz kogo winić?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadal nie znam odpowiedzi dotyczącej kociąt...

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytanie główne - czy to były bitki wołowe, czy wieprzowe? Mój cwaniak z drugiego końca osiedla, ba, z innej planety by przyleciał na dźwięk wyjmowanego z lodówki, nawet jeszcze nie bitego - wołowego. Wieprzowinę mogłam mu położyć na nosi, nie tknął.
    A że koty zmieniają płeć... Skoro mają 9 żyć, to nikt nie powiedział, że cichaczem w trakcie nie zmieniają płci. Kot syna też był Zośką przez jakieś dwa lata. Na szczęście zmienił płeć z drugą stronę, więc kociąt nie będzie.. Ufff...

    OdpowiedzUsuń
  4. Schab był jak najbardziej schabowy, czyli wieprzowy a koty płeć zmieniają;)) jak nas chcą zwieść.

    OdpowiedzUsuń