Translate

wtorek, 5 kwietnia 2016

singiel


He Who Can't Marry / THE MAN WHO CANT GET MARRIED
- komedia romantyczna, 16 odcinków

Cho Jae Hee- kawaler po 40, wyjątkowy uparciuch, trudny do zniesienia, perfekcyjny we wszystkim, co robi. W jego życiu pojawiają się trzy kobiety; lekarka, nowa sąsiadka i koleżanka z pracy.



Jak przyrządza swój ulubiony posiłek Jae Hee?
Sieka stek nożem, bardzo precyzyjnie... 

Nakrywa do stołu i zasiada sam, gdy zabiera się za pierwszy kęs, przypominają mu o imprezie u klienta…
Atrakcyjna kobieta pyta go, czy lubi spaghetti, on wyjaśnia, że to nie spaghetti ponieważ makaron jest cieńszy niż zwykłe spaghetti, o ile pamietam podaje wymiary.
Jest z wyboru sam, przy barze siedzi sam …, 
odmawia, jedzenia zupy z wodorostów w dniu urodzin, mówiąc, że to żałosne, jak na człowieka w jego wieku i idzie do swojego mieszkania gdzie:



Nigdy nie wiadomo kto nam otworzy drzwi do przyszłości.


Sam, singiel.
Serfuję po Internecie i dość często spotykam tam takiego Sama, pojawia się obrośnięty „problemem”.
Więc słucham i przyglądam się temu rosnącemu zjawisku i nie dziwi mnie ono, nie płoszy i nie stroszy, jest jak płomień świecy na zmiennym wietrze, niezrównoważony to w tę, to w tamtą stronę nagina światło a jedynie cieniem straszy, jak z przeszłości bajaniem.  
Tak nas dużo się zrobiło globalnie, że aż za dużo, chcieć i mieć, gnać i srać gdzie popadnie i czym się da, zadeptać Naturę, bo niby skąd ona się tu wzięła? Ja tylko mogę o tym, co widzę i czuję powiedzieć. Odczucia mam własne.
Kiedy byłam piękna i młoda zastanawiałam się czy mam się powielić, zatęchły klasztor odpadał, zew Natury był, przecież nie bez powodu nam wmontowane różne gruczoły i organy, to i zagrały, szczęściem nie mnogo i na pewno nie chciejstwem przez in vitro zaowocowało jedynym potomkiem, bo przecież - gdzie się podziejemy, skąd brać papu? Robota tylko czekała z kupą upokorzeń z wstecznego myślenia pierdzi-stołków władców i czyhała pułapką na każdym zakręcie życia nas młodych. Szkoła dała wiedzę o obowiązkach i konieczności ich spełniania, nieliczni Nauczyciele wektorem pokierowali i puścili w świat z nadzieją, że sobie jakoś poradzimy. I dało radę, dzięki dobrym radom i podstawowej edukacji, reszta okazała się bezużytecznym mitem, papką bez witamin.
Książki wącham, zaglądam na koniec, wsadzam nos w środek i z początkiem konfrontuję, czytam albo odrzucam precz papierowy niezborny bubel – bo tak to i ja potrafię, są takie książki, które trzymam, jak słowniki się trzyma i zaglądam i kontempluję i zachwycam się od nowa, świeżym okiem oglądam znane zagadnienia.    
Na porównywanie z rówieśnikami nie było czasu ani sposobności. Każdy gdzieś w prywatności „klepał swoją biedę”, czmychał do swoich, kryjąc tajemnice.
Tak, więc po omacku, w ciemno szukałam sensu egzystencji, nie oglądając się na innych, szłam do przodu, borykając się z kłodami, upośledzeniem, zawiścią radząc sobie w pojedynkę z brakami swoimi. Mówili- „Rodzina to podstawa” a podcinali jej korzenie, owoce tego dziś mamy wszyscy. Pijmy, zatem miód i ocet, jaki mamy. Bez narzekania i nie plećmy bzdurnych regułek dzieciom, że tak trzeba, że my tak, to one też tak winne poddać się obróbce. Dzieci swój rozum mają, do nich przyszłość ich należy. 
Co możemy zrobić? Obserwować siebie swoje zachowania, bo narybek się uczy od nas. O seksualności bez pruderii, motania, ukrywania faktów, one i tak wypłyną a potem wstyd i obciążanie niewinnych – komu się przyda wyszeptana spowiedź o wyuzdaniach? Odcedzić wodę od prawdy i podać na sicie, bo i w Sieci prawda się pławi często jakby w pomyjach, pokazywać, że świat ma stronę piękną i warto pospacerować po łące. Ja od ojca uczyłam się nazywać kwiaty po ich kształtach, kolorach i ich użyteczność poznawać po zapachach, ale on wywodził się z obczyzny, podobno, nawet dziadkom nazwisko przekręcono, tak po wygodzie, może nie powinnam się przyznawać, bo od taliba mnie wyzwą, kamieniem obrzucą.    
W naszej osadzie nie ma kościoła, czasem zawitają zielonoświątkowcy, świadkowie jehowy, ale żaden ksiądz nie mieszka a kuranty jakiegoś miecia, o świcie nabożnie zaczynają, w dzień słuchać ich trzeba a nocą po najeżonej latarniami, opustoszałej, krótkiej drodze kuranty przeganiają koziołka bekającego, zgubił się matce, sarnie rozjechanej na rozwichrzonej szosie znikąd donikąd z beznadzieją gnającej byle dalej, byle więcej prze-tyrać.
Człowiek w mnogości swojej nie widzi już innych istnień, chyba, że je pragnie skonsumować. Taki jest wkręcony w ten wir obłędu. Ukląkł przed ekonomią polityczną, ugiął kark, zjeżył sierść od ogona aż po zdumione czoło, osamotniony w ciżbie, pustym okiem śledzi kartę kredytową, wyciągnął przed siebie linie papilarne i nie dziwi się nawet, że kładą mu na nich chip i już chce, nawet prosi, przecież taki wystraszony, pogubiony, pusty, nienasycony, ogłupiały,…  
Czy trzeba wisielcowi sznur bardziej zaciskać?
Przedwczoraj między słońcem a ziemią kryształowo było, żaden obłoczek nie rzucał cienia, pierwsze, cytrynowe motyle cieszyły się swoją świeżością i blaskiem, samolot niczym kometa brylował odblaskami, uciekał przed własnym, krótkim, białym ogonkiem, umykał gdzieś na południe z uciekinierami, przed chłodem, nocą macnęło białą łapą wszystko to, co zagarnąć zdołało, skutkiem umarły złote słońca zamknięte w kielichach wczorajszych krokusów, nie otworzyły serc, leżą rozmemłane mrozem. Wczoraj niektórym w podkoszulkach gorąco było a przecież jeszcze w cieniu grypa się czai. Za to dzisiaj od rana na niebie smugi skrzyżowane w proteście, dziwnie puchną, pęcznieją aż zawrotów głowy dostałam. Ciśnienie skacze, jakieś bezsenności, mówię - odpowiadają niedosłuchy, tu i tam resztki, niedojdy i konsekwencje niczyje…, co ja się będę tym zajmować, wpływu nie mam, nigdy mnie nie poważano, zawsze głupia byłam, najpierw smarkata, potem niedojrzała, teraz pomarszczone zombie jakieś... 
 Świat się kręci i będzie i ten płonień świecy będzie migotał, przeginał to w jedną to w drugą stronę. Ja pozostanę jak jestem, głupia, ale szczęśliwa.   

2 komentarze:

  1. Z tą "głupią" to bym polemizowała. Ze "szczęśliwą" absolutnie nie. :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale bym po uchu mu trzepnęła... W imię działania dla dobra ludzkości.

    Co do wpisu - jestem nudna, no nic nie poradzę, że pobudzasz z kolei moje gruczoły, wmontowane zupełnie gdzie indziej, do wydawania z siebie gulgotów i chichotów, nawet, jak się nie do końca zgadzam, choć zasadniczo zgadzam.

    Gdzie nie zgadzam? Słuchanie natury nie jest takie stuprocentowo i jednowymiarowo słuszne, tu protestuję z okrzykiem, dla natury mężczyzna to bigamista co najmniej, w każdym razie na pewno nie mono. Ale jako że natura została przezwyciężona w pewnym wymiarze przynajmniej, tej mniej podstawowej fizjologii, to potrafi się taki mężczyzna obejść smakiem, albo po prostu cierpi, ale dla idei miłości, też można.

    Ale to detal. Twoje akapity ostatnie są mi bliskie szalenie. W dupie tam ekonomia, w sieci prawda może mniej w dupie, bo boli, ale za to jest las niedaleko na szczęście, nawet w syfiastej metropolii (podobni metropolii), a w maju aż dwa razy będę w Lublinie, więc życie cudem jest, czy się rozmnażamy, czy nie. Ale kochać warto, jeśli nie kogoś, to przynajmniej coś. AMEN.

    OdpowiedzUsuń