Wielki Szef, za sprawą którego
znaleźliśmy się na łowisku, kontroluje
wszystko- ekonomicznie - zużycie paliwa
- naszego- Oj! Poszło!-
rozpłynęły się pieniążki, ciągle nas gonił po swoim tajnym poligonie,
wiemy gdzie pieniądze poszły. Cięty język Papcia
wyjaśniłby wszystko, jednak Wielki Szef samodzielnie domyślił się, i
nareszcie zabrał sprzęt i pasażerów, których nam wtrynił, bez ostrzeżenia i bez
dodatkowego prowiantu. Ci nieznośni byli, aroganccy i zniecierpliwieni w
oczekiwaniu na swoją kolejkę w dręczeniu szlachetnego tuńczyka, zżarli załodze
mięcho, bo na ryby patrzyć nie mogli.
Ulżyło
wszystkim, kiedy smród po nich odwiało na łajbę, która wywiozła ich na zaplanowane
miejsce przy sidłach i sieciach.
Słoneczko świeciło, ale chmury wiatr oszalały pędził,
jak pies owce po hali.
Nałożyły
się fronty atmosferyczne.
W
eterze BURRASCi (włoskie
meteorologiczne ostrzeżenia o sztormie) narastały i kiwaliśmy się strasznie. Zupka pomidorowa bełtała się w moim żołądku,
ale dawała paliwo i satysfakcję, bo udało się nauczyć Chudzinę jak smakować i wyglądać powinna. Były też nadziewane
kalmary, jak smakowały nie wiem, zapach
ich był odpychający.
Burrasca i swell,
co pół godziny 5 w skali, 6 i ciągle wzrostowo…, z radia ciągnął się włoski makaron, trzaski, zgrzyty, fala
zalewała pokład, holownik stawał dęba.
Po miesiącu niektórym odbija, ja tam
czasu mam dość, smrodek z komina wirujący z wiatrem - bynajmniej, przywyknąć
się da - ja tak bardzo się do luksusu nie przyzwyczajam,
kaftan bezpieczeństwa mi nie grozi.
W
chwilach całkowitego osamotnienia robię serwetki dla Przyjaciółki.
Szarpie
morze, trzaska w burty, niebo groźnie kłębi chmury.
Fala krzyczy
a wiatr ryczy!
te francuskie pieski , przepraszam co żrą na co dzień ze ryby im fu be?
OdpowiedzUsuńnadal duje , ale nie psoci szkodliwie