Wytyczona trasa między wyspami, omijała zachodnią część wyspy i wiodła wprost do Palermo.
Sycylia skąpana w promieniach zachodzącego słońca, wstydliwie zasłaniała się mgiełką, przywdziewała welony i kapelusze z chmur, przecierając się pokazała, że czeka na nas, nieśmiało zerka jak sobie radzimy na finiszu naszej przygody.
Pokazała też, że ma apetyt, odsyłając
pusty tankowiec gdzieś w stronę Afryki, kolos
mijając nas przesłonił na moment cudne słoneczko, szykujące się właśnie do
morskiej kąpieli.
Po zmroku ukazały się światełka na
lądzie, nisko usadowione tuż nad wodą, czasem wyskakiwały wyżej kreśląc krótkie
linie poziome a nad liniami świateł ciemne wzgórza i góry ciągnęły się długim
pasmem.
Silny prąd znosił nas w kierunku
wyspy, ustawiał bokiem do wytyczonej trasy.
Na horyzont wolno napływać zaczęły
wyspy i nad jedną z nich Wenus czerwonym światłem mrugać zaczęła. Obserwując z morza ląd nocą, można zobaczyć dziwaczne efekty; Jedna z wysp na szczycie
miała palmy i nawet wydawało mi się, że wiatr je mocno nagina do ziemi, ale
wkrótce okazało się, że były to tylko chmury przetaczające się ponad szczytem
góry i Wenus nagle towarzyszkę znalazła trwały sobie tak przez chwilę jak
dwoje oczu patrzących na moje zdumienie.
Zgadywałam, która jest prawdziwą
planetą? Wnet jednak jedno światełko przemieszczać się zaczęło, okrążenia figlarne i gwałtowny koniec zabawy, oba światełka zgasły. Prawdziwa
Wenus jak się pojawiła tak znikła w ceglastej mgle a światełko zmniejszając się
szybko odleciało. Z wody wyskoczyły
światła latarni, na przemian zapalały się i gasły. Brzegi topniały znikając we
mgle i pojawiały się niepewne, a nad nami Wielki Wóz tur, tur turkotał silnika
stukaniem. Lekcja nawigacji, jak co noc w ciemnościach spokojnie się toczyła,
od czasu do czasu Chudzina zapalał lampkę nad stołem nawigacyjnym, żeby nanieść
na mapę aktualną pozycję statku, wpisywał ważne dane do dziennika okrętowego,
żarty, śmiechy, kawa i jeszcze jedna kawa, czasem zupa- noodles dla Papcia.
Madame nawąchawszy się gorącego powietrza z lądu i aromatów kawy, schodzi do kabiny, wyspać się przed następnym dniem skradającym się z pełnym worem wrażeń.
Czasem warto poświęcić coś by móc powiedzieć sobie;
Jestem szczęśliwa.
Brać życie za rogi, niech powrót jest przeznaczeniem.
Czy ja szczęście wyczerpałem korzystając z tego, co mi los podarował?
O nie! Mam nadzieję NA JESZCZE!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz