Płyniemy w kierunku portu, na jakiś czas będzie można odpocząć
od kołysania.
Nudy na pudy, blade słońce, towarzystwa
unikam, spotkania oko w oko tylko przy „apetycznych” posiłkach, serwowanych
przez rozbawionego, dumnego z siebie Klauna. Papcio zabrał na podróż książki, rozczytuję się w okrutnych, krwawych historyjkach, dobrze mi to robi a gdybym musiała, łatwiej
przyjdzie mi zabijanie wzrokiem.
Czytam, dziergam koroneczki, szukam obiektów
do fotografowania, psioczę na brak łączności, odliczam czas pozycją słońca i chłonę
otaczającą rzeczywistość.
Jasno błękitne niebo i słońce w
zenicie, obiad a po… po widnokręgu kłębią się chmury utkane z białych obłoków
zmieniających swoje kształty. Chłodny wiatr nerwowo przemyka po grzbietach falującego morza przepychając marszczącą się wodą, podrywa płachetki i
rozwiewa wachlarzami wodny pył.
Czy
tęsknię za innym jedzeniem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz