Translate

środa, 29 października 2014

4 każdy sobie

    Kursujemy między portem a tankowcem-wieżą, obsługa tego kolosa to dosyć niebezpieczne zajęcie, wymaga sumienności, cierpliwości, mocnych nerwów i sporego doświadczenia, tego ostatniego Papcio posiada w nadmiarze jak na ten rejon, kiwał się przez większość swego życia na rozmaitych statkach a największe cięgi brał na północnych wodach, tutaj jest mu łatwiej, choć ma do czynienia z załogą kompletnie niedoświadczoną. Dostarczamy na „wieżę” wodę, paliwo, żywność, co dwa tygodnie wymiana załogi tankowca a co jakiś czas ustawiamy kolosa w odpowiedniej pozycji do szybu, ponieważ wiatr i prądy morskie okręcają go, sporo czasu tkwimy w pobliżu, zacumowani do bojki.  









Ogólnie nuda. W senne przedpołudnie, woda łagodnie faluje, gulgocze i chlupie pod burtą jakby gadała ze mną. Mewy przysypiają kołysane na leniwej fali.
Antena satelitarna warczy poszukiwaniu stacji. Załoga wypoczywa, każdy na swój sposób, coś tam dla siebie robi. Telefony komórkowe pasą się na mostku jak stado owiec, czasem któraś się odezwie, poderwie bosmana, który wyłożywszy bose stopy na stół nawigacyjny przegrzebuje zawartość nosa, od czasu do czasu podrywany nerwowym tikiem piśnie jakąś frazę sobie tylko znanej pieśni, przetrząśnie brudnymi paznokciami czarną, zmierzwioną czuprynę w poszukiwaniu łupieżu, potem strzepuje go ze spranych dżinsów.  
Papcio rozmyśla, chwilkę postuka na klawiaturze komputera, zerknie na urządzenia, zajrzy do jakiejś zapyziałej teczki z dokumentami, poczyta, figlarnie wydmie wargę i zatrzaśnie w brudnej oprawce urzędową wypocinę, nieśpiesznie się oddali znudzony dusznym wyziewem rozgrzanej burty ku chłodniejszej nudzie, by w zamyśleniu pozwolić wentylatorowi rozwiewać myśli. Często siedzi w bezruchu na swoim wachtowym fotelu, odcięty od wszystkiego, oddaje się przeciągowi, który mu chłodzi zwoje umysłowe a mnie sam widok rozdętej wiatrem jego koszuli o grypę przyprawia.




                                  Mam pazury nie zawaham się ich użyć!
Wyhodowałam paznokcie, prawdziwe szpony na wydelikaconych łapkach.  Wynudziłam się trochę przez brak świeżych lektur, nie mam już kordonków do szydełkowania, ani miękkich ołówków do rysowania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz