Kursujemy między
portem a tankowcem-wieżą, obsługa tego kolosa to dosyć niebezpieczne zajęcie,
wymaga sumienności, cierpliwości, mocnych nerwów i sporego doświadczenia, tego
ostatniego Papcio posiada w nadmiarze jak na ten rejon, kiwał się przez
większość swego życia na rozmaitych statkach a największe cięgi brał na
północnych wodach, tutaj jest mu łatwiej, choć ma do czynienia z załogą kompletnie
niedoświadczoną. Dostarczamy na „wieżę” wodę, paliwo, żywność, co dwa tygodnie wymiana
załogi tankowca a co jakiś czas ustawiamy kolosa w odpowiedniej pozycji do
szybu, ponieważ wiatr i prądy morskie okręcają go, sporo czasu tkwimy w pobliżu,
zacumowani do bojki.
Ogólnie nuda. W senne przedpołudnie, woda łagodnie faluje, gulgocze i chlupie
pod burtą jakby gadała ze mną. Mewy przysypiają kołysane na leniwej fali.
Antena satelitarna warczy poszukiwaniu stacji. Załoga wypoczywa, każdy na
swój sposób, coś tam dla siebie robi. Telefony komórkowe pasą się na mostku jak
stado owiec, czasem któraś się odezwie, poderwie bosmana, który wyłożywszy bose stopy na stół nawigacyjny przegrzebuje
zawartość nosa, od czasu do czasu podrywany nerwowym tikiem piśnie jakąś frazę
sobie tylko znanej pieśni, przetrząśnie brudnymi paznokciami czarną,
zmierzwioną czuprynę w poszukiwaniu łupieżu, potem strzepuje go ze spranych
dżinsów.
Papcio rozmyśla, chwilkę postuka na klawiaturze komputera, zerknie na
urządzenia, zajrzy do jakiejś zapyziałej teczki z dokumentami, poczyta,
figlarnie wydmie wargę i zatrzaśnie w brudnej oprawce urzędową wypocinę,
nieśpiesznie się oddali znudzony dusznym wyziewem rozgrzanej burty ku
chłodniejszej nudzie, by w zamyśleniu pozwolić wentylatorowi rozwiewać myśli.
Często siedzi w bezruchu na swoim wachtowym fotelu, odcięty od wszystkiego,
oddaje się przeciągowi, który mu chłodzi zwoje umysłowe a mnie sam widok
rozdętej wiatrem jego koszuli o grypę przyprawia.
Mam pazury nie zawaham się ich użyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz