Translate

piątek, 29 maja 2015

lodowato

Popołudniem Papcio śpi w chłodnej kabinie, jest zimno, lodowato, takich warunków potrzebuje Papcio do regeneracji, musi być przytomny, tyra w końcu dniem i nocą, pingwiny strzegą jego spokojnego snu. Ja nie mam potrzeby odsypiania nieprzespanej nocy, na czytanie w kabinie zbyt zimno a na pokładzie w południe skwar, nie wyniosę laptopa do messy zarezerwowana dla załogi, ani na mostek, bo tam Małpi Pyszczek popala, puszcza smrodliwe dymy ze swojej kościanej fifki i nie przepuści mnie, będzie wypełniał godzinę dziennik okrętowy, wypnie na podziw swoje „wytworne” rękawice wetknięte w kieszeń na siedzeniu, nie usunie tyłka, żebym swobodnie przeszła, udawał będzie głuchego doprowadzając mnie tym do furii a na moje – No fumare!- „światowiec” odpowie – Yjeszzz (tak) Madame! – i durnowato się zaśmieje.
Mam już dość jego wyrafinowanej głupoty. Oj! Nastąpiłaby niekontrolowana eksplozja mojej wściekłości. Już siebie widzę i słyszę jak wrzeszczę - Głupcze! Myślisz, że jestem panienką portową, która zachwyca się byle smrodem? – Cisnęłabym w morze sponiewieraną skorupę muszli w roli popielniczki – Wracaj piękna do Natury, wciskali w perłową masę pety, nacierali cię smrodem, pora byś się oczyściła z tych wulgarnych śladów cywilizacji, niech szlag z tym paleniem, wyszli od Natury a zgubili w śmietniku.

Chyba jestem zmęczona durnotą tych samych gąb, pora zakończyć te morskie eskapady, tymczasem trzeba wytrwać jakoś do końca. Opatulona w koc, dzwoniąc zębami posiedzę z pingwinami, posłucham chrapania, pokiwam się w fotelu a żeby nie widzieć falującego morza zamknę oczy, pomarzę o zielonych liściach drzew w moim ojczystym…   










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz