Translate

czwartek, 28 maja 2015

sama w to nie wierzę


Już wiedziałam czego oczekiwać a jednak poleciałam, tym razem do Tunisu, dalej rozklekotanym samochodem agenta na holownik.
Nie było żadnych ceregieli. Było jak się spodziewałam, nie lepiej a gorzej niż poprzednio, cztery twarze znajome, reszta- się zobaczy.
Na wstępie przekonałam się, że kucharzy Klaun- żarcie będzie mało wykwintne, będzie tłusto, niestrawnie i nieapetycznie, ale przecież nie pojechałam tam zdrowo się odżywiać.

W kabinie czekała na nas rozwalona lampka, nieczynny wentylator i szuflady wypchane gratami poprzednika. Mało miejsca, ale to nie apartament, jakoś czas przeleci, ciężko było z pościelą, obiecano nam problem załatwić i tak się stało, dostaliśmy nawet wielki koc, wybitnie nie na statkowe warunki, w połowie nie mieściłby się w pralce, ale sprawdził się, w sztormie znakomicie blokował mnie i wszystko, co w nim przed zrujnowaniem chroniłam.  
     
Kursowaliśmy pomiędzy portem a tankowcem, który już kończył swój żywot jako wieża Wiertnicza.

Pogoda raz dopisywała innym razem nie. Cdn.








 Kto dowodził? ;))


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz