Papcio zrobił zwrot i na wyspę wymierzył wektory, gestem dał mi znak, żebym się zmyła do kabiny, bo kiwać będzie i na bladość moją patrzyć nie zamierza. Tak też uczyniłam będąc posłuszną. Trzymając się wszystkimi kończynami poręczy i szotów, zlazłam na pięterko, pokonałam szalejący korytarz, przezornie przyklejona do ściany, ślizgiem poręczowym obok otchłani przeraźliwie wciągającej w dół na parter przemknęłam do kabiny. Tam łatwiej było mi poruszać się w niestabilnym podłożu wiedząc, co miękkie, co twarde, co przytwierdzone a co napada znienacka grawitacją poruszone. Na wszelki wypadek kompresik na czoło i woreczki pod poduchę i bęc, przespać tą huśtawkę. Senność przerwały mdłości, kompresik szybko przesunął się w rejon paszczy rzygającej i koniec końców trafił z szczelnie zakręconym woreczkiem do kosza. Madame rzygała jak kot i końca kontraktu nie widząc, podłamała się troszeczkę.
- Z przenicowanym żołądkiem, zasnę, ale muszę pozbyć się zapachu. Do łazienki jeden krok, otwarte drzwi zablokowane, trzeszczą szarpane przechyłami, jeśli dobrze obliczę to dopadnę umywalki, obmyję twarz i migiem powrót na miękkie do pozycji leżącej. Teoretycznie! Jeden gwałtowny przechył i Madame rozpaczliwym przeskokiem przez wysoki próg stała dzierżąc w łapach umywalkę, która podniosła się do góry i gdyby jej mechanicy nie przykręcili starannie to odwiedziłybyśmy Papcia na mostku windą przez sufit. Szarpanina chwilę trwała, techniki narciarskie były pomocne, kolanka ugięte, ciało elastycznie naginane do oporu, szybkie obmycie i płukanie paszczy uskutecznione, nogi jak przyśrubowane do podłoża. Ręcznik, trzeba go dopaść jedną ręką trzymając niewyrwaną wybawczynię, bo uchwyt dawno poprzedni lokator wyrwał, zrobiłam zamach w momencie jakiegoś dzikiego skrętu i zasłonka od prysznica puściła żabka po żabce, cóż nie był to ręcznik, zdobycz ciepnęłam, pragnęłam już tylko cało uciec z łazienki, sprężynując zgrabnie przez próg, nie wybić zębów i wdrapać się na podłogę, która w stosunku do poziomu chyba była teraz ścianę, położyć się nim łeb rozwalę na jakimś sprzęcie, mniejsza o niezgaszone światło.
Zwabiony odblaskami SOS nadającej rozhuśtanej zasłonki, wpadł do kabiny Papcio z troską w podkrążonych oczach - Na strychu mam ful parafię, trzeba Chiefa wyświęcić, albo wybierzmować. Papcio potrzebował na szybko do łazienki, wychodząc z parszywym uśmieszkiem wymierzonym w mą bladość, wysyczał jadowitym językiem – Żyjesz? Coś zrujnowało łazienkę, lecę! - i tyle go było.
W tym momencie wiedziałam, że żaden przystojniaczek nie poderwie mnie na wypasioną karetę, bo smrodem paliwa i rzygowin zabije przystojność swą bezwiednie, albowiem ja już wiem jak diablo śmierdzi nafciany interes.
W zaciszu wyspy odzyskałam chęć do życia i oglądając to cudo tam i na zad jedynie od strony morza, bo skały oraz dzika kipiel broniły dostępu, już nie pamiętałam nic z męczarni.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńdziekuje babcia za szante
OdpowiedzUsuń