Translate

sobota, 23 listopada 2013

7 sztorm


Miało być jak do tej pory, ciepło, miło, spokojnie.
Pogoda jednak psuje się z godziny na godzinę.
Holownik kołysaniem ucieka spod nóg, drży warkotem do melodii maszyn i tej, co w duszy gra i w głowie trwa.
Stalowy dziób zanurza się w spienionej fali. Bryzgi czoło chłodzą, gorączkę myśli i fizyczny ból łagodzą , który cieknie i narasta, kiedy barometr szaleje.
Wielkie chmury przywiało, niebo się zaciemnia, wiatr mocniej w górze z obłokami harcuje. Ach! Od ptaków pożyczyć skrzydła, polecieć daleko, wysoko i wirować…
W oddali pod horyzontem widać jak skaczą na fali kutry rybaków, muszą zarobić na chleb, walczą wyrywając z zuchwałej piany zagrożony byt.
Wiemy z eteru, że  zaganiacze i ochrona zorganizowanego, szalonego łowiska na znacznie dogodniejszej pozycji sztormują do fali wyczekują na spokojniejszą pogodę, pragną jedynie sięgnąć do kieszeni Neptuna i obłowić się.
Dzikie akordy i wycie oszalałej kipieli nie oszczędzają nas.
Choć to uspokojona ósemka nie można mówić jeszcze o życzliwości Bogów. Demony dają czadu, momentami przerywają igraszki, ale sztorm trwa.
Po małej przerwie, kolejny atak.


To już trzeci dzień kiwa, chmury wirują wokół nas jedne wysoko i szybko mkną po okręgu inne wolniej jakby sterowały w przeciwną stronę. Fale załamują się gwałtownie a my w górę, w dół i na boki. Wszyscy mają już dość. Nawet wytrawni marynarze przełykają ślinę miękko spływającą na język.
Maszyny wystukują rytm walca, a fale rzucają holownikiem raz łagodnie innym razem gwałtownie. Dziwnie… trzymam się lepiej od panów, ale mnie nikt nie goni do roboty, oni muszą. Nie mam odwagi wyczyścić aparatu ze zdjęć, których mrowie wypełniło całą pamięć, nie narażę komputera na niepotrzebne wstrząsy, nie chcę żeby fiknął jak mój kubeczek, który stał sobie i stał aż do gwałtownego przechyłu, wtedy uchem pochylił się nad przepaścią i usłyszałam jak runął … w drobiazgi - mało był odporny na kiwanie.







Ciśnienie rośnie. Podobno przestanie kiwać, ale nikt tego nie bierze serio, zbyt długo nami miotało. Teraz tylko Papcio się trzyma, ma apetyt i dobry nastrój. Mnie byle smrodek z komina doprowadza do rozpaczy, bo boli głowa i rzygać się chce.

Rozbita stalą, wciąż ryczy fala, rozmywa myśli - zła.  

Tak morze woła; to ja, to ja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz