Translate

poniedziałek, 25 listopada 2013

8 tankowanie



Następne dni wolno niosły uspokojenie.
Nie wiedzieć, czemu właśnie w wielkim kołysaniu odbyło się tankowanie paliwa, wody i prowiant wreszcie dostarczono.





 
Prowiant przeciągnięto na linie przez kipiel, w przypadkowej torbie, wytarmoszony był i namoknięty, w większości po terminie ważności do spożycia, mięsko zapachem kwalifikowało się do wyrzucenia.
Świeża woda nas cieszyła, bo już zakwitnąć zamierzaliśmy od niemycia.




Nastał dzień czyściocha.
Wielkie pranie! Wszyscy piorą i suszą gdzie się tylko da. W maszynie i na korytarzu przy pralni, na rufie, dziobie i nawet balkonik na mostku udekorowany wygrzewającymi się w słonku gaciami.
Przyleciała ogromna ważka i motyl gdzieś z libijskiej mizerii. 






Ptaszynka nadal nam towarzyszy.
Wieczorem zrobiło się całkiem spokojnie i zimno. Zapytałam czy liczne grono nawigatorów wie gdzie jesteśmy, bo mnie się zdaje, że lada moment zobaczę krę a na niej pingwiny. Zbyli mnie informacją:
 -Tu autopilot, tam GPS jak dobrze pokazuje, to jesteśmy we właściwym miejscu, a zimno bo słonko strajkuje...
Po zmroku znalazłam miejsce gdzie, Wielki Wóz turkotał po mlecznej drodze hałasem naszego silnika, księżyc jak złota dynia przetaczał się po zimnym niebie.




Sza, sza za burtą woda powtarza, fale teraz do snu ułożę ja ha, ha, ha.

Morze szumi, cisza trwa.

1 komentarz:

  1. niech będzie pochwalona sieć
    natenczas tylko powitam i od razu twój styl wymowy wydał mi się szlachetny , tak jakbym Ciebie znała i znała i znała...

    z centralnej Dośka vel Gryzmolinda

    OdpowiedzUsuń