Translate

czwartek, 28 listopada 2013

10 burza

Ten rytm, ten ton... to jakby on...- Michałki tak się tłukły.  


Gwałtownie spadało ciśnienie. Niebo poszarzało. Robiło się coraz ciemniej, po bokach chmury kłębiły się, nawarstwiały i gęstniały zakrywając księżyc opadający ku wodzie. Przed dziobem holownika od horyzontu oderwały się ciemne chmury wypełniły przestrzeń nad nami a jedyna jaśniejsza plama utworzyła wrota, przez które mieliśmy przepłynąć. Po obu stronach zaczęły pojawiać się błyskawice. Początkowo słabsze łuki łączyły obłoki a potem długie i dzikie szarpać zaczęły ciemną przestrzeń, oślepiały zanikając i znowu w inne miejsce na niebo wyskakiwały zygzakiem jaskrawym rażąc źrenice. Nie słychać było grzmotów w hałasie, jaki czyniły Michałki trzymając się linii na wytyczonym kursie.
Nacierająca burza coraz bardziej zaciemniając niebo nasuwała się ku środkowi i otoczywszy nas z obu stron przyczepiona do horyzontu rozpalała gromy i ciskała nimi przerzucając je z jednego końca w drugi rozświetlając monotonny krajobraz. Zaledwie kilka kropel deszczu spadło na pokład z czarnego kłębowiska chmur zawieszonego nisko nad wodą.
Wypłynęliśmy przez jasną bramę po wygładzonej wodzie w chłodnym, rześkim powietrzu. Niebo przecierało się. Dwie gwiazdki, jak dwoje oczu przyglądały się nam, przyciągnęły inne ciekawskie i wkrótce Wielki Wóz jak zwykle o tej porze był na swoim miejscu.

Szarpie morze, trzaska w burty, groźnie jeży mętne nurty.

Fala ryczy- Jestem zła!

1 komentarz: