Nowe opony i w drogę.
Aviomarin i wio Maryna! Oddało się hołd Neptunowi a i owszem, bo głupia jestem, po sutej kolacji myjąc zęby szorować jęzor zaczęłam, do rzygania pobudziłam trzewia. Tak to… a czego oczekiwać powinnam?
Morze rychło się uspokoiło, naciąganie odpuściło, wnętrzności odpoczęły.
Madame po drabiniastych schodkach zabiegowych na strych, czyli na mostek wchodzić z kawą dla Kapitana nie pozwalano, żeby nie narobiła kłopotu. Tak więc z obowiązków zwolniona zostałam z całą troskliwością.
Od świtu do nocy kiwamy się z boku na bok i na nos lecę, bo zwrot zrobili a mnie nie powiadomili. Z koi nie wypadłam. W kabinie po podłodze, co jakiś czas turlało się jakieś cudo, spod koi wylazło, raz jest, raz go nie ma. Po szafach głośne klamoty się tłukły i jak te moje motki w koszyczku- kul, kul z przechyłem do taktu.
Z półeczki spadła na mnie spora butla z szamponem, nie bolało, ale mnie dostała się bura.
– Eh Madame! Czemuś sobie flakoników nie zaklinowała?- Papcio zawsze ma rację.
Zrobiło się cieplej, o wiele za ciepło, więc ożywione zapachy po kątach się wałęsały a moje płuca dopływu powietrza zapragnęły. Zgrzytliwie popiskując domagałam się;
- Okna na przestrzał…! Przeciągiem wygnać to zatęchłe, gorące powietrze!
- Zobaczysz jeszcze, że świeże to butla z tlenem i sole rzeźwiące- powiedział Papcio i rozmył się w mrocznym korytarzu zostawiając moje żale w klitce z małym, solidnie zakręconym bulajem.
Po wyjściu w morze od razu wiadomym było, kto rządzi, kto marudzi, komu nosek wytrzeć.
Załoga, która nas powitała to etniczna mieszanka, łatwa w obsłudze, żadnego dąsania „ę, ą” nic nie właziło w kolizję z moim brakiem znajomości języków.
Rozmawiać z początku nie było o czym, panowie w robocie a mnie słonko świeciło, wietrzyk chłodził buzę i morze przyjemnie kołysało. Wszyscy zajęci swoimi sprawami, czas przeganiał samotne godziny.
Język mój
Twój
Ich
Porozumienie
Zrozumienie
Wyrozumiałość!
Problemy językowe mieli tylko dwaj Gamonie, rasizm i fochy nie pozwalały im cieszyć się piękną pogodą. Wszystkie rozumy pozjadali, nic im nie pasowało to też, kiedy wybrzydzać zaczęli natrętnie, Papcio świstem ustawił ich do pionu i oświecił, po co przyjechali i że on niańką nie będzie, bo tu jest, tylko w zastępstwie. Nie wiem czy pojęli, w czym rzecz, ale odeszli do roboty frontem.
Szumi morze, topi myśli w szelestu błękicie.
Fala woła pa, pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz