Translate

niedziela, 17 listopada 2013

4 nowy plan



Ranek spokojnym kołysaniem odpędzał sen. Otworzyłam oczka, gdy byliśmy już daleko od paskudnego portu, morze było spokojne a powietrze nie było już tak gorące. Pierwsze pranie rozwieszałam mając w ustach smak porannej kawy a między zębami pytanie: dlaczego?...
- Muszę czekać na posiłek do południa? –  zapytałam Papcia.
- Takie tu zwyczaje!- warknął, dodając – one dobrze zrobią Madame.
Papcio mamrocząc jakieś cyferki pod nosem, dla swoich spraw porzucił mnie zawiedzioną.


Mała ptaszynka krążyła wokół holownika, przysiadała tu i ówdzie spoglądając z ciekawością na mnie, kiedy od czasu do czasu odwracałam mokre ciuszki, żeby przyśpieszyć proces odparowywania i do obiadu zwolnić sznurki dla załogi.
Baba w raju, czyli  Madame – tak się do mnie zwracali od początku, nie zamierzałam tego zmieniać, bo słodkie jest życie Madame. Zechciałabym, to gwiazdkę z nieba bym dostała, tylko po co mi jakaś jedna skoro patrząc w oczy roześmiane mogę mieć ich wiele. Pazurki urosły mi i łapki wydelikatniały od nic nie robienia, strach myśleć o odciskach, których dostarczy robota, gdy się na mnie zwali po powrocie do domu.
Pstrykałam zdjęcia swoim malinowym cudeńkiem, chłonąc morskie powietrze i wygrzewając się w słoneczku, na zapas.
Papcio sobie żarty ze mnie robił.
- Madame i holownik Ha! Ha! Ha!- Rżał.
Po krótkiej rozmowie telefonicznej z właścicielem holownika Papcio otaksował mnie szelmowskim spojrzeniem i spytał:
 - Czy Madame się tu podoba?  Bo jest propozycja, która pasuje do ciągłości planu naszej przygody.
 -Nie ma tu żadnych luksusów, za to towarzystwo ludzi radosnych i życzliwych starcza za wiele. – bezmyślnie radosna, palnęłam, żeby nie myślał że rżenie mnie ruszyło.
Tak, więc uznał, że zgadzam się być częścią towarzyskiego planu. Zostajemy na holowniku a Sycylia niech szykuje się powitać nas za jakiś czas.
Po zmroku, kiedy prawie wszyscy spać się kładli, tylko ja i Papcio sami na mostku, rozkoszowaliśmy się widokami. Morze wilżąc burty chłodnym, kojącym chlupotem niosło nas w dal. Księżyc rozsypany w wodzie milionem refleksów rozświetlał myśli. Wielki Wóz przetaczając się bezgłośnie po nieboskłonie wyciszał to, co we mnie roztrzęsione było.
Pusto dookoła, daleko za nami migoczące światełka.
Holownik postukując rytmicznie , unosił się leniwie na figlarnej fali.
Nim nadeszła północ, senna i znużona cudownościami nocnego nieba, już w kabinie - pochwycę ręcznik droczący się ze mną - złap mnie! - utrzymując się w pionie ciach, mach toalety wieczornej ogon złapię. Rozkołysane zasłonki światło księżyca wpuszczą a ten pokręci się lunatyczne, ślizgiem wypoleruje mosiężne uchwyty, sprawdzi lśniącą klamkę, wygładzi cienie na poduszce, liźnie moje powieki... Pora zasnąć, wyspać się
Szum morza gada, gada, aksamitem do snu piany układa.

 Fala szepcze- sza, sza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz