Ranek spokojnym kołysaniem odpędzał sen. Otworzyłam oczka, gdy
byliśmy już daleko od paskudnego portu, morze było spokojne a powietrze nie
było już tak gorące. Pierwsze pranie rozwieszałam mając w ustach smak porannej
kawy a między zębami pytanie: dlaczego?...
- Muszę czekać na posiłek do południa? – zapytałam Papcia.
- Takie tu zwyczaje!- warknął, dodając – one dobrze zrobią Madame.
Papcio mamrocząc jakieś cyferki pod nosem, dla swoich spraw porzucił
mnie zawiedzioną.
Mała ptaszynka krążyła wokół holownika, przysiadała tu i ówdzie
spoglądając z ciekawością na mnie, kiedy od czasu do czasu odwracałam mokre
ciuszki, żeby przyśpieszyć proces odparowywania i do obiadu zwolnić sznurki dla
załogi.
Baba w raju, czyli Madame – tak się do mnie zwracali od początku, nie
zamierzałam tego zmieniać, bo słodkie jest życie Madame. Zechciałabym, to gwiazdkę z nieba bym dostała, tylko po co mi jakaś jedna skoro patrząc w
oczy roześmiane mogę mieć ich wiele. Pazurki urosły mi i łapki wydelikatniały
od nic nie robienia, strach myśleć o odciskach, których dostarczy robota, gdy
się na mnie zwali po powrocie do domu.
Pstrykałam zdjęcia swoim malinowym cudeńkiem, chłonąc morskie
powietrze i wygrzewając się w słoneczku, na zapas.
Papcio sobie żarty ze mnie robił.
- Madame
i holownik Ha! Ha! Ha!- Rżał.
Po krótkiej rozmowie telefonicznej z właścicielem holownika Papcio
otaksował mnie szelmowskim spojrzeniem i spytał:
- Czy Madame się tu podoba? Bo jest propozycja, która pasuje do
ciągłości planu naszej przygody.
-Nie ma tu żadnych
luksusów, za to towarzystwo ludzi radosnych i życzliwych starcza za wiele. – bezmyślnie
radosna, palnęłam, żeby nie myślał że rżenie mnie ruszyło.
Tak, więc uznał, że zgadzam się być częścią towarzyskiego planu.
Zostajemy na holowniku a Sycylia niech szykuje się powitać nas za jakiś czas.
Po zmroku, kiedy prawie wszyscy spać się kładli, tylko ja i Papcio
sami na mostku, rozkoszowaliśmy się widokami. Morze wilżąc burty chłodnym, kojącym
chlupotem niosło nas w dal. Księżyc rozsypany w wodzie milionem refleksów
rozświetlał myśli. Wielki Wóz
przetaczając się bezgłośnie po nieboskłonie wyciszał to, co we mnie
roztrzęsione było.
Pusto dookoła, daleko za nami migoczące światełka.
Holownik postukując rytmicznie , unosił się leniwie na figlarnej
fali.
Nim nadeszła północ, senna i znużona cudownościami nocnego
nieba, już w kabinie - pochwycę ręcznik droczący się ze mną - złap mnie! - utrzymując się w pionie ciach, mach toalety
wieczornej ogon złapię. Rozkołysane zasłonki światło księżyca wpuszczą a ten pokręci
się lunatyczne, ślizgiem wypoleruje mosiężne uchwyty, sprawdzi lśniącą klamkę, wygładzi
cienie na poduszce, liźnie moje powieki... Pora
zasnąć, wyspać się…
Szum morza gada, gada, aksamitem do snu piany układa.
Fala szepcze- sza, sza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz